Społeczeństwo

Nieograniczona przestrzeń i wolność. Jola Słoma i Mirek Trymbulak o Gdyni

Jola Słoma i Mirek Trymbulak, fot. Urszula Abucewicz

Jola Słoma i Mirek Trymbulak, fot. Urszula Abucewicz

Dla Joli Słomy Gdynia ma delikatnie słony smak, ze szczyptą zapachu morza i wodorostów. Mirek Trymbulak do tego zestawu dołożyłby wanilię, którą dodaje się do gofrów sprzedawanych w nadmorskich budkach. Za co najbardziej lubią swoje miasto? – Za nieograniczoną przestrzeń. I tę wolność, którą daje morze. Siadasz na plaży na Kępie Redłowskiej i patrzysz w dal – dodaje Mirek Trymbulak. Artyści, którzy od ponad 30 lat tworzą zgrany duet, w życiu osobistym i zawodowym, opowiedzieli nam o swoich magicznych związkach z miastem.


Jola Słoma i Mirek Trymbulak – małżeństwo artystów – projektują modę i biżuterię oraz tworzą bezglutenową kuchnię wegańską – Atelier Smaku. Dwie niezwykle silne, barwne osobowości, wciąż mają apetyt na życie i zgodnie przyznają, że Gdynia jest ich domem i bezpiecznym portem, do którego wracają i wiedzą, że zawsze mogą wrócić.


Magiczne wspomnienia

– Uwielbiam to miasto – dodaje Mirek Trymbulak, który w Gdyni mieszka od ponad czterech dekad. Gdy miał cztery lata rodzice z Gdańska przeprowadzili się do Gdyni na nowe osiedle na ul. Lelewela. Do dziś wspomina magiczne miejsce z czasów dzieciństwa - gigantyczny korzeń olbrzymiego drzewa rosnącego za blokami, który przyciągał nie tylko Mirka, ale i inne dzieci z okolicy. – Wszyscy się tutaj bawiliśmy – uśmiecha się artysta.

Kolejne wspomnienie to zima stulecia, która dotknęła Polskę w 1978 roku, śnieg pokrył ulice nawet metrową warstwą śniegu, a siarczysty mróz sparaliżował miasta i sprawił, że zamknięto przedszkola i szkoły. Jednak mały chłopiec przeżywał przygodę życia, przebijając się przez ogromne zaspy śniegu i kopiąc w nich tunele.

Po 10 latach Trymbulakowie przeprowadzili się do Orłowa. To kolejny – jak mówi Mirek – magiczny czas w jego życiu. 20 minut piechotą do liceum plastycznego, zajęcia praktyczne nad morzem i malowanie klifu, który na każdym płótnie wyglądał inaczej.
– Bo przecież nadmorskie urwisko wciąż się zmienia – dodaje Mirek.

Wspomnienie Joli? Już jako nastolatka lubiła się wyróżniać strojem, a przecież w szarym PRL-u trudno było o podstawowe produkty, nie mówiąc o wyszukanych materiałach czy fasonach, dlatego w poszukiwaniu oryginalnych kreacji przyjeżdżała z Gdańska do Gdyni na ul. Świętojańską. W latach 70. i 80. w komisach znajdowała oryginalne stroje, które marynarze przywozili ze swoich rejsów. Wynajdywała perełki, po czym w ruch szły nożyczki i powstawały niezwykłe, szyte na miarę kreacje. Ale to nie wszystko.
– W wieku 16 lat zrobiłam patent ratownika i wówczas na dwa tygodnie oddelegowano mnie do Stanicy Harcerskiej w Gdyni, która wówczas mieściła się na Wzgórzu Nowotki [dzisiaj Wzgórze św. Maksymiliana – przypis red.] – mówi projektantka mody.

Szesnastoletnia Jola dostała poważne zadanie. Musiała dbać o bezpieczeństwo na plaży naszych sąsiadów ze Wschodu. Dzisiaj artystka ze śmiechem wspomina tę przygodę.

Gdynia brzmi podmuchami wiatru i krzykiem mew

Jola od ponad 30 lat mieszka w Gdyni-Orłowie, którą jak mówi – kocha za to, że łączy w sobie wiejskość z miejskością.
– I to jest bardzo piękne – podkreśla.

To w Orłowie od 26 lat Trymbulakowie prowadzą Atelier mody i biżuterii Soul Bijou, a także Bistro & Delikatesy Atelier Smaku, w których przygotowują wegańskie i bezglutenowe posiłki. Mają także pracownię kulinarną, w której uczą gotować oraz food trucka, który jest mobilną wersją ich kuchni i szkoły kulinarnej.
– Przede wszystkim tutaj jest nasz dom – podkreśla Jola.

– Gdziekolwiek wyjeżdżamy, to zawsze tutaj wracamy – wtóruje Mirek.

Inspirują ich murale na ul. Waszyngtona i ta uliczka, która wygląda tak, jakby zatrzymał się czas, ale również ogródki działkowe z ich nieograniczoną liczbą alejek. A tuż za nimi w środku lasu można napić się herbaty w miejscu samoobsługowym. Nowe i nieoczywiste są dla nich lasy, które otaczają Gdynię, bo niewielu turystów wie, że można zanurzyć się w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, który okala miasto.
– Uwielbiam włóczyć się po Gdyni, więc znam tutaj mnóstwo różnych zakamarków i choć mieszkam tu 31 lat wciąż odkrywam nowe miejsca, które są w stanie mnie zauroczyć – dodaje Jola.

Na pytanie, jaką kobietą jest Gdynia, odpowiada, że piękną i wolną.
– Gdynia zawsze mówi, co myśli. I ja też mieszkając tutaj, czuję, że mam prawo wyrażać się tak, jak chcę – zapewnia.

Na pytanie, jak brzmi Gdynia, artystka odpowiada, że brzmi podmuchami wiatru i krzykiem mew. Natomiast kolory ma różne – w zależności od pory dnia, od pogody, poczynając od lekkich szarości, lekko zamgławionych, poprzez lazury i błękity.

Jola i Mirek w ubiegłym roku zrobili kurs motorowodny.
– Uwielbiamy pod okiem pani kapitan wypływać tutaj na morze, ale przyda nam się to również, gdy pływamy po Wenecji po kanałach – zdradził artysta.

Gdynia jest wprawdzie pierwsza w ich sercach, ale Jola nie ukrywa, że oboje mają szczególną słabość do morza i niedużych, "takich do ogarnięcia" miast, dlatego podjęli decyzję, żeby swoje życie dzielić pomiędzy dwa miasta: Gdynię i Wenecję.
– Tam jest też intensywnie, ale do ogarnięcia – śmieje się Jola.

– A rano budzi nas ten sam dźwięk. Krzyk mew – uśmiecha się Mirek.

Jola Słoma i Mirek Trumbalak w gdyńskiej marinie

Artyści mody i smaku


Jola Słoma
i Mirek Trymbulak najpierw projektowali ubrania, a później zajęli się gotowaniem i propagowaniem zdrowego stylu życia.
– Od mody do kuchni było niedaleko, a zmusiła nas do tego potrzeba. Najpierw etyczna, żeby zostać wegetarianami, a później zdrowotna, żeby zostać weganami i być bezglutenowi. Jako ludzie kreatywni poszukaliśmy jakości i smaku, a nie tylko zastępczej protezy do jedzenia – wyjaśnia Jola.

Gdy ponad 30 lat temu artyści podjęli decyzję o zmianie stylu odżywania, wegetarianizm w Polsce był w powijakach, na sklepowych półkach trudno było o różnorodne roślinne produkty, a w społeczeństwie dominowało przekonanie o jedynym słusznym stylu odżywiania. Teraz nie trudno zauważyć jak bardzo w naszym kraju zmieniło się podejście do zdrowego stylu życia. Artyści też to zauważają.
– Kiedyś musieliśmy się tłumaczyć, dlaczego nie jemy mięsa. W tej chwili ludzie tłumaczą się, dlaczego jeszcze jedzą mięso – uśmiecha się Jola Słoma.

Artystka uważa, że człowiek szczęśliwy jest człowiekiem zdrowym, jeśli więc ktoś je mięso, a nie jest to jego wybór, to w pewnym momencie zacznie chorować. Jola Słoma nie wyobraża sobie, żeby ktoś, kto ma sumienie i nie chciał jeść mięsa – robił to tylko ze względów zdrowych.
– Wegetarianin, który nie został z własnego przekonania wegetarianinem, też nie będzie szczęśliwy – dodaje Trymbulak.

Powroty odmładzają

Moi rozmówcy wciąż zajmują się modą, od kilku lat projektują biżuterię. W przypadku Joli to powrót do lat młodości, bo już kiedyś sięgała po ten środek wyrazu.
– Powroty są niesamowite, powroty odmładzają. Zajęcie się na nowo swoją pasją sprzed kilkudziesięciu lat, powoduje, że patrzę bardziej kreatywnie na życie, tak jakbym odzyskiwała młodość – uśmiecha się kobieta.

– Projektując biżuterię, przyświeca nam hasło: "Dress your soul", czyli ubierz swoją duszę, ponieważ wychodzimy z założenia, że jeśli człowiek nie jest napełniony i szczęśliwy od środka i nie czuje się sam ze sobą dobrze, to nawet najlepszy ciuch nie będzie na nim dobrze wyglądał, a najlepszy klejnot nie podniesie jego wartości – wyjaśnia Mirek.

W biżuterii Trymbulakowie łączą bałtycki bursztyn z maskami weneckimi i szkłem Murano, czyli – jak mówią – początek i koniec bursztynowego szlaku. Oprócz tego w ich kolekcji można znaleźć anioły.
– Biżuterii z maskami przyświeca hasło: "Maschera - vestito per l’anima" [Maska - ubranie dla duszy - przypis red.]. Wychodzimy z założenia, że człowiek na co dzień, aby grać swoje role, zakłada wiele masek. Natomiast pod maską kryje się jego prawdziwa tożsamość, której często nie jest nawet świadomy. Ta prawdziwa, wieczna, czysta – opowiada Mirek Trymbulak.

– Bardzo często kobiety mówią: "Kupię sobie takiego anioła i on będzie mnie chronić", a ja wtedy odpowiadam: "Nie, to nie jest tak, że anioł będzie cię chronić. Ty masz być swoim aniołem, bo każdy z nas może mieć skrzydła". Skrzydła są złożone z piór, a pióra to są wszystkie te momenty, kiedy wznoszę się ponad przyziemność, kiedy moje myśli są twórcze, kreatywne, spokojne, napełnione miłością i tolerancją. To są moje pióra, które pozwalają mi fruwać i wtedy ja sama jestem dla siebie aniołem i nic mnie nie musi chronić – mówi z przekonaniem Jola Słoma.

  • ikonaOpublikowano: 08.07.2024 10:25
  • ikona

    Autor: Urszula Abucewicz (urszula.abucewicz@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 08.07.2024 11:35
  • ikonaZmodyfikował: Magdalena Śliżewska
ikona