Społeczeństwo

Marta Frej o "przywileju" mieszkania w Gdyni. "Nie chce mi się stąd wyjeżdżać"

Marta Frej zrealizowała swoje marzenie i od czterech lat mieszka w Gdyni

Marta Frej zrealizowała swoje marzenie i od czterech lat mieszka w Gdyni

Cztery lata temu postanowiła zrealizować swoje marzenie i zamieszkać nad morzem. Wybrała Gdynię. Czy wciąż docenia jej urok? Rozmawiamy z Martą Frej – ilustratorką, malarką i autorką popularnych memów.


W jednym z wywiadów powiedziałaś, że zrealizowałaś swoje marzenie i od czterech lat mieszkasz w Gdyni.

Nieustannie podoba mi się Gdynia. Doceniam ją za to, co daje moim oczom – ciągłą ucztę. To pięknie położone miasto, bardzo "hojnie obdarzone" przez naturę. To jest bardzo kojące. Wciąż jeszcze zachwyca mnie spacer brzegiem morza albo spacer w lesie, który mam tuż za oknem. I to, że wtedy jestem w stanie zapomnieć o wszystkich swoich problemach, choć na chwilę.

Gdy mieszkałam w Częstochowie, bez przerwy podróżowałam po Polsce. W tej chwili mam duży opór, żeby stąd wyjeżdżać. I to jest wielka zaleta. Wielki przywilej. Wielka radość.

Jednocześnie trudno mi nie myśleć o tym, że ceny mieszkań są tutaj wysokie, więc mieszkam w wynajętym mieszkaniu i pewnie tak długo jeszcze pozostanie. Nie czuję się też tutaj jeszcze w pełni zadomowiona. Muszę przyznać, że jestem trochę onieśmielona patriotyzmem lokalnym, które często przejawia się na podkreślaniu tego, jak bardzo jest się stąd i od ilu pokoleń.

Choć pragnę podkreślić, że to nie wina gdynianek, gdynian czy Gdyni, tylko trudno mi gdzieś zapuścić korzenie i znaleźć swoje miejsce na Ziemi. Myślę, że to właśnie z trudności czerpię najwięcej inspiracji do pracy.




Kiedy tworzysz? Kiedy jesteś wściekła? Czy kiedy jesteś w dobrym humorze?

Nie zawsze mogę tworzyć wtedy, kiedy chcę. Najczęściej pracuję na zlecenie, w przypadku ilustracji do tygodników to naprawdę błyskawiczna praca, w której kluczowa jest dyspozycyjność. Przez lata nauczyłam się czerpać z moich różnych emocji. Jeżeli chodzi o pracę wykonywaną dla siebie samej, to najchętniej tworzę wtedy, gdy jestem zła, poruszona, oburzona, wtedy mam energię do pracy interwencyjnej, której celem jest próba zmiany sytuacji, która mnie męczy, albo po prostu rozładowanie emocji, których nie pomieszczam. I to mi daje oddech. Ukojenie.  Często nie potrafię czegoś komuś powiedzieć, a potrafię zrobić o tym rysunek.

Od kilku lat realizujesz projekt "Jestem silna, bo…".

Kilka lat temu poprosiłam Polki, żeby dokończyły zdanie "Jestem silna, bo…" i dołączyły swoje zdjęcie. W ciągu tygodnia dostałam ponad 2000 maili. To było coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Coś, co mnie kompletnie przerosło. Bardzo często nie było to tylko dokończenie zdania, ale całe opowieści, całe herstorie, często trudne i wstrząsające. Teraz znowu nieśmiało wróciłam do ich rysowania, tym razem już świadoma jak mocne jest to doświadczenie.

Miałam wrażenie, że społeczeństwo wymaga ode mnie, żebym była silnym człowiekiem, a ja nie wiedziałam, co to znaczy. Dostawałam tylko przekaz, że mam być silna.  Z jednej strony często słyszałam określenie, że kobiety to "słaba płeć" – teraz już na szczęście coraz rzadziej – ale, gdy działo się coś złego w moim życiu to zapewniano mnie, że kobiety są silniejsze psychicznie od mężczyzn, więc na pewno dam sobie radę. 

Podczas warsztatów, w których brały udział głównie kobiety, prosiłam, żeby zamknęły oczy, zwizualizowały sobie silnego człowieka i potem go opisały. 99 proc. kobiet opisywało mężczyznę. Nigdy żadna kobieta nie opisała siebie. Kilka lat temu tym silnym człowiekiem był mężczyzna.

Pomyślałam sobie, że jest to pewien stereotyp, pewne wyobrażenie stworzone przez popkulturę. Ja, jako pożeraczka książek, nie miałam w młodości zbyt wiele silnych bohaterek, z którymi mogłabym się utożsamić. Utożsamiałam się więc z mężczyznami, którzy byli sprawczy, bo kobiety były tylko tłem.

To się na szczęście już zmieniło, ale kiedy zaczynałam projekt, był deficyt bohaterek, które definiowałyby tę siłę nie tylko przez siłę fizyczną czy przez odcięcie od uczuć.

Czego dowiedziałaś się o kobietach podczas pracy nad tym projektem?

Dostałam ponad 2000 maili z bardzo różnymi opisami i nadal nie mam jednoznacznej definicji siły, ale dowiedziałam się wielu istotnych rzeczy. Tego, że siła nie jest wielkością stałą, że silne bywamy, że siłą jest również danie sobie przestrzeni na słabość i że siła jest wartością niemierzalną, w związku z tym nieporównywalną.

Jedna dziewczyna napisała mi, że "Jest silna, bo udało jej się wstać z łóżka", a inna, że przebiegła maraton. Mamy to ważyć, mierzyć, porównywać? Mamy wystawiać im oceny? W jakim celu?

Dowiedziałam się też, że tylko my same możemy sobie tę siłę dać. Ktoś może nas wspierać, wsparcie jest bardzo ważne, ale nikt nie przyjdzie i tej siły nam nie da, jeśli my jej w sobie nie poczujemy. To jest ciężka praca, taka jak każda inna, uwierzenie w tą siłę, być może "na siłę". I nawet ćwiczenie, żeby skończyć zdanie "Jestem silna, bo", kiedy nic mi się nie chce i kiedy jest naprawdę źle, jest takim małym kroczkiem do odnalezienia w sobie tej siły.

Dowiedziałam się także o ogromnej skali przemocy domowej – co było najtrudniejszą częścią tego projektu. Ok. 30 proc. maili dotyczyło przemocy domowej, a uczestniczki i uczestnicy warsztatów często twierdzą, że jest jej dużo więcej. I nie tylko fizycznej, którą łatwiej zdefiniować i udowodnić, ale też przemocy seksualnej, materialnej, rówieśniczej. Nie wymieniłam przemocy psychicznej, bo ta zawsze towarzyszy każdej innej przemocy. Tego się dowiedziałam, tym się chcę zajmować w przyszłości. Wraz z trenerką antydyskryminacyjną, suicydolożką Danutą Sowińską zaczęłyśmy robić warsztaty w oparciu o ten projekt, rozmawiamy na nich o pewności siebie, rozpoznawaniu przemocy, stawianiu granic, zdrowiu psychicznym.

A gdybym ciebie dzisiaj poprosiła o dokończenie zdania: "Jestem silna, bo…", to, co byś odpowiedziała?

Za każdym razem kończę to zdanie trochę inaczej. Dzisiaj powiedziałabym, że "Jestem silna, bo mam zgodę na smutek". Bardzo długi czas nie akceptowałam swojego smutku i go wypierałam.

Cały czas pracuję nad tym, żeby się dowiadywać, jaka jestem. Wiele lat chętnie się etykietowałam i tworzyłam wyrazisty wizerunek, a w tej chwili wyczyściłam wszystkie ustawienia fabryczne i mam zgodę na to, że nie wiem i że chcę się dowiedzieć.

Mam też zgodę na to, że się zmieniam, bo przecież wszyscy zmieniamy się wraz z wiekiem i okolicznościami.

  • ikonaOpublikowano: 17.07.2024 10:10
  • ikona

    Autor: Urszula Abucewicz (urszula.abucewicz@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 17.07.2024 15:18
  • ikonaZmodyfikował: Paweł Jałoszewski
ikona