Tegoroczny festiwal odbędzie się w dniach 6 - 8 lipca na terenie lotniska Babie Doły. Koncerty będą się odbywały przez 3 dni, a sam festiwal będzie trwał jeszcze dłużej. Dla uczestników festiwalu będzie dostępny bezpłatny dojazd autobusowy z centrum Gdyni. Podobnie, jak w ubiegłym roku do dyspozycji będzie także profesjonalnie przygotowany camping. GWIAZDY FESTIVALU FRANZ FERDINANDLegenda mówi, że zespół Franz Ferdinand narodził się pod koniec 2001 roku w kuchni Alexa - kiedy Bob po raz pierwszy dostał do ręki bas. Nick dołączył niedługo później, gdy na jednym z party poznał Alexa w trakcie kłótni. Paula werbowano dość długo - już wtedy było wiadomo, że jest świetnym perkusistą - w końcu jednak się udało.Na początku 2005 roku Nick oddał butelkę wódki, którą ukradł od Alexa - po tym jak sprzedaż ich debiutanckiej płyty "Franz Ferdinand" przekroczyła 3 miliony kopii. Dziś wspominając swe początki mówią przekornie - "po prostu chcieliśmy, by dziewczyny tańczyły, czy jakoś tak...". W międzyczasie zgarnęli wszystkie możliwe nagrody:MTV Awards, Brit, Merkury Prze, Igor Novello Award, kilka wyróżnień NME, objechali cały świat, okupowali listy przebojów w kilkudziesięciu krajach. Po prostu - sprawili, że pop znów stał się ekscytujący. Z dystansu historia ta wydaje się bowiem nieprawdopodobna - zespół ze Szkocji debiutuje w niewielkiej wytwórni Domino - wygląda inaczej od reszty, gra inaczej niż reszta a w chwilę później cały świat tańczy przy ich przebojach, wykrzykuje refreny ich piosenek. Nic dziwnego, że na świecie zaczęto nawet mówić o frankomanii, zaś w Polsce uknuto określenie: franzolubni.Na żadną z nowych płyt w tym roku nie czekano z równie wielkim zniecierpliwieniem zaś singiel "Do You Want To" - tylko podgrzał atmosferę. Nagrany w sławnym Awatar Studio w Nowym Jorku, gdzie pracowali także Bowie, Roxy Music, Chic z miejsca podbił międzynarodowe listy przebojów, czego można się było spodziewać, bo przecież chwytliwy motyw z tej piosenki siedzi w głowie już po pierwszych 10 sekundach odsłuchu.To rockowa energia, popowa lekkość, charyzma glam i ten nieokreślony element, który sprawia, że po 3 sekundach mówimy - to Franz! I jeszcze znakomite video - nakręcone w Nowym Jorku przez Diane Martell. Wiadomo już było, że płyta nie rozczaruje! Z początku album nie miał mieć tytułu. "Skoro pierwszy nie miał, po co wymyślać jakiś przy drugim" - myśleli Szkoci. Gdy układali piosenki w ostatecznej kolejności, któryś z nich wymyślił jednak "You Could Have It So Much Better" i tak już zostało. Jak mówią - podoba im się, bo jest pozytywny, optymistyczny a jednocześnie z charakterem, zaczepny. Franz Ferdinand zawsze chcieli wszystko robić po swojemu i lepiej niż pozostali. Najchętniej nową płytę nagraliby w prywatnym mieszkaniu, parząc herbatę, popijając piwo, robiąc przerwy na wieczorny film. Ostatecznie przenieśli więc studio na szkocką prowincję, na południe od Glasgow, gdzie przez czas sesji mieszkali wspólnie. Cenią sobie swobodę, lubią własny rytm pracy i dlatego nie skusiły ich propozycje gigantycznych kontraktów od wielkich koncernów - druga płyta także ukaże się ze znakiem firmowym Domino - kolejnej wytwórni we wspaniałej tradycji Wielkich Brytyjskich Niezależnych - od Rough Trade, Postcards, Factory, Creation. - które dawały nam najlepszą niebanalną muzykę pop. Franz Ferdinand po raz kolejny udowadniają, że najlepsze piosenki powstają nie w efekcie castingów i pracy wielkiej produkcyjnej maszyny - ale wtedy gdy spotyka się grupa utalentowanych kumpli z wizją i determinacją, by podbić świat. Tak jak w przypadku Beatles, Roxy Music, The Smiths, Nirvany..."You Could Have It So Much Better" brzmi oczywiście jak płyta Franza, a jednak bardzo odmiennie niż debiut. Jest bogatsza rytmicznie, więcej tu melodii - słychać, że grupa nie straciła nic z młodzieńczej charyzmy, ale przez ostatnie dwa lata nabrala też nieco pewności siebie - odwagi w realizowaniu swych najciekawszych pomysłów. Szkoci nie chcieli się powtarzać - już na długo przed sesjami mówili: "co to za zabawa nagrać drugi raz tę samą płytę?". Słuchają najróżniejszej muzyki i chcieli by płyta odzwierciedlała najróżniejsze fascynacje. Wspominają, że w przerwach między nagraniami - wraz z producentem Richem Costeyem - toczyli pełne pasji rozmowy przy winie o życiu, wspominali historie ze szkoły, głównie jednak opowiadali o swych ulubionych płytach: od Boba Dylana, Sida Baretta, Silver Apples, Bowiego po Public Enemy czy Kanye Westa. Z kolei Rich mówi: "Moim zadaniem było po prostu wychwycić te emocje, które rodzą się gdy oni w czwórkę siedzą wspólnie w jednym pokoju. Nie było żadnych innych zasad poza główną: jeśli coś brzmi dobrze, zróbmy to". Dlatego nowa płyta brzmi tak ekscytująco!Po glamowym energetycznym "Do You Want To" trafimy na cudnie romantyczną, nieco mroczną "Walk Away" - która za 10 lat będzie pewnie obowiązkową pozycją wszelkich zestawów "The Best Of Decade". "Outsiders" z tanecznym basem to z kolei niemal rocknroll - disco - prawdziwy klasyk godny zarówno Eddiego Cochrana jak i Georgio Morodera. Są jeszcze "The Allen" - pełne dramaturgii czy akustyczne "Fade Together" z delikatnym pianinem i masa innych niespodzianek! To album, na którym udało się zawrzeć więcej różnorodnych emocji, pasji, głębi. Słychać, ze muzycy naładowani byli pomysłami - co ważne jednak, nie przekombinowali - wszystkie one służyły temu, by - ostatecznie - na płycie znalazło się czternaście genialnych popowych piosenek. Jak mówią sami muzycy: "nie chcemy by ktoś myślał o nas: no, rzeczywiście to bardzo bystre, intrygujące. Wolimy by ktoś krzyknął: zajebisty rytm, albo: mega fajny refren! - i poszedł w tany". W przeciwieństwie do wielu przereklamowanych trendy gwiazdek Szkoci po prostu mają talent, nie muszą więc udawać męczenników sztuki i opowiadać pretensjonalnych historii. Nagrali znakomitą płytę - jeszcze lepszą od debiutu. Lepszą od wszystkich innych albumów tego roku.(materiały: wytwórnia)http://www.franzferdinand.co.uk PHARRELL WILLIAMS PHARRELL WILLIAMS UKOŃCZYŁ SWOJĄ PIERWSZĄ SOLOWĄ PŁYTĘ, IN MY MIND, WYJĄTKOWE POŁĄCZENIE 7 PIOSENEK HIP-HOPOWYCH I 7 - R&B. "Can I Have It Like That" z Gwen Stefani to pierwszy singiel hip-hopowy; "Angel" to pierwszy singiel R&B. Na płycie wystąpili gościnnie również Jay-Z, Daddy Yankee oraz Slim Thug. Nagrywający dla Startrak Entertainment/Virgin Pharrell Williams, który podbił listy przebojów jako producent, kompozytor i multi-instrumentalista the Neptunes i N.E.R.D., właśnie zakończył pracę nad swym pierwszym solowym projektem. Premierę IN MY MIND poprzedzają premiery radiowe dwóch singli: hip-hopowego "Can I Have It Like That" z Gwen Stefani oraz R&B "Angel".Oba single, a także pozostały materiał na IN MY MIND, zostały wyprodukowane przez Pharrella, który sam wykonał partie wszystkich instrumentów, zajął się programowaniem i miksami. Sesje nagrań odbywały się w Virginia Beach, Miami i Los Angeles.Jest to wyjątkowy projekt, który odzwierciedla głoszoną przez autora wiarę w "uniwersalizm i indywidualizm." IN MY MIND zawiera bowiem siedem utworów R&B i siedem kompozycji hip-hop. Wszystkie piosenki mają "wywoływać emocje, dyskusję i dialog," twierdzi Pharrell, "tak, aby ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać i uświadomili sobie, że sami mogliby robić coś podobnego. I pomyślą: Koleś robi to z pomocą R&B i hip-hopu - ja mogę zająć się polityką i religią, mogę poświęcić się nauce, humanistyce, projektowaniu ubrań, jedzeniu, mogę być artystą! Jest tyle rzeczy, które mógłbym robić!""Właśnie tak żył DaVinci oraz inni wielcy tego świata. Wszyscy jesteśmy ludźmi renesansu, musimy jednak sami zdać sobie z tego sprawę, musimy umieć to wykorzystać. Nie wystarczy tylko myśleć, że jest się dobrym w paru rzeczach. Człowiek musi sobie uświadomić, że jest w stanie być mistrzem w całym szeregu innych dziedzin."Niesamowity sukces kompozytorski Pharrella ma swoje początki w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to artysta ukończył szkołę średnią w Virginia Beach i wraz ze swoim przyjacielem z dzieciństwa, Chadem Hugo stworzył Neptunes. Pierwszą szansę dostali od znanego producenta, Teddyego Riley i już wkrótce zaczęli sypać jak z rękawa wielkimi hitami: "Got My Money" (1999 Ol' Dirty Bastard), "Shake Ya Ass" (2000; Mystikal) i "I Wanna Love U" (2001; Jay-Z). W 2001 roku Pharrell wraz ze swym wspólnikiem postanowili zrobić małe zamieszanie w świecie popu produkując kolejno przeboje Britney Spears ("I'm A Slave 4 U"), Ushera ("U Dont Have To Call") i *NSYNC ("Girlfriend"), a także cały szereg hitów hip-hopowych dla Lil' Bow Wowa ("Take Ya Home"), Busta Rhymes ("Pass The Courvoisier"), LL Cool J ("Luv U Better") oraz przebój wszechczasów Nellyego - "Hot In Herre."Lista artystów, z którymi współpracowało The Neptunes to imponujący zestaw największych gwiazd rapu, rocka i popu: Babyface, Mary J. Blige, Brandy, Jermaine Dupri, Ice Cube, Ray J, Janet Jackson, Kid Rock, Limp Bizkit, Marilyn Manson, Brian McKnight, Moby, No Doubt, N.O.R.E., P. Diddy, Snoop Dogg, SWV, Tha Liks i Total. Można śmiało powiedzieć, że jeszcze żaden zespół kompozytorsko-producencki nie stworzył tak rekordowej ilości przebojów w tak krótkim czasie. Za swoje osiągnięcia Neptunes zyskali tytuł najlepszych producentów roku podczas rozdania nagród The Source i Billboardu w sierpniu 2001 roku. Dwa miesiące później, podczas rozdania BMI Urban Awards, Pharrell zdobył nagrodę dla najlepszego kompozytora roku, za trzy piosenki, które znalazły się na playliście Most Performed: "Shake Ya Ass," "Got Your Money" (Ol' Dirty Bastard z Kelis), oraz "I Just Wanna Love U (Give It 2 Me)" (Jay-Z). Pharrell został również uznany za jednego z najlepszych producentów roku zrzeszonych w BMI, a także był wielokrotnie nagradzany przez Billboard dzięki serii hitów R&B/hip-hop wyprodukowanych przez niego w 2000 roku. W ciągu następnego roku the Neptunes nadal atakowali listy przebojami tworzonymi dla Destiny's Child, Beenie Mana i Justina Timberlake'a (nominowane do Grammy "Like I Love You", na którym zadebiutował odkryty przez Neptunes zespół The Clipse). Właśnie debiutancka płyta The Clipse, Lord Willin' była pierwszym wydawnictwem wytwórni płytowej the Neptunes - Star Trak. Płyta ukazała się w sierpniu 2002 roku i zawierała trzy mocne atuty rap/R&B: "Grindin'", "When the Last Time," i "Ma, I Don't Love Her".W styczniu 2002 roku the Neptunes przedstawili światu swoje alter ego - N.E.R.D. oraz debiutancką płytę "In Search Of..." (Virgin). Dobrze znane, ostre hip-hopowe bity przeplatały się tu z psychodelicznym popem i klasycznym rockiem. Pierwszy singiel, "Lapdance" (wyprodukowany przez Trenta Reznora z Nine Inch Nails) opanował progresywne rozgłośnie rockowe w całych Stanach Zjednoczonych. Na teledysku do innego utworu, "Rock Star", wystąpił Spymob, zespół koncertowy, ściągnięty przez N.E.R.D. do studia na sesję nagrań. Płyta Spymob, Sitting Around Keeping Score, była kolejnym wydawnictwem wytwórni Neptunes, Star Trak, i ukazała się w lipcu 2003 roku.Miesiąc później, nakładem Star Trak ukazało się z wielkim hukiem The Neptunes Present...Clones i zadebiutowało na szczycie notowania, osiągnąwszy nakład 250 tys. egzemplarzy sprzedanych w pierwszym tygodniu po premierze. Sukces płyty był niewątpliwie dużą zasługą debiutanckiego singla i teledysku z Jay-Z, "Frontin'", który dotarł na pierwsze miejsce listy R&B i piąte na liście pop. Na płycie pojawiło się wiele znanych i mniej znanych nazwisk, a dwie kolejne piosenki i klipy odniosły wielki sukces: "Light Your A** On Fire" w wykonaniu Busta Rhymes i Pharrella; oraz "Hot Damn" wykonane przez Clipse, Ab-Liva, Pharrella oraz Rosco P. Coldchaina. Duet Kelis i Nasa "Popular Thug" zdołał przebić się na scenie klubowej. Clones należy do fenomenów w skali całej branży. Oprócz wyżej wspomnianych artystów, Pharrell zaprosił do nagrań mnóstwo innych artystów i przyjaciół. Znaleźli się wśród nich m.in. Nelly, Snoop Dogg, Ludacris, Dirt McGirt (artysta znany wcześniej jako Ol' Dirty Bastard), Jadakiss, Nas, N.O.R.E., oraz nagrywający dla Star Trak High Speed Scene, Vanessa Marquez, Super Cat, FAM-LAY, Spymob, a także Chad i N.E.R.D.Od premiery drugiej płyty N.E.R.D. zatytułowanej Fly Or Die (wydana w marcu 2004 roku) oraz po związanej z nią międzynarodowej trasie koncertowej i koncertach z Dave Matthews Band w USA, Pharrell oddał się typowemu dla siebie ostremu reżimowi pracy. W samym 2005 roku Neptunes pracowali nad doskonale przyjętymi płytami i kompozycjami takich artystów jak Slim Thug (Already Platinum), Beanie Sigel (B. Coming), Missy Elliott (Cookbook), Omarion (O), Faith Evans (First Lady) oraz bestseller Mariah Carey, The Emancipation Of Mimi. Jednocześnie Pharrell - mimowolny trendsetter okrzyknięty przez magazyn Esquire najlepiej ubranym mężczyzną na świecie w 2005 roku, stworzył własną markę obuwniczą, Ice Cream oraz linię tekstylno-sportową BBC - Billionaire Boys Club (Klub młodych miliarderów). Jego pierwszy butik został uroczyście otwarty piątego listopada w super-modnej dzielnicy Tokio, Shiboya. "Tam powstają ubrania, dlatego tam będzie mój pierwszy sklep", wyjaśnia.Dzięki premierze IN MY MIND Pharrell Williams ma wreszcie okazję zaprezentować swoje własne podejście do muzyki. "Dla mnie dobra muzyka to dobra muzyka", twierdzi. "Pokaż mi jakiegoś super rockmana, który nie zna piosenki Puffy'ego "It's All About the Benjamins" albo "In the Club" 50 Centa. Albo pokaż mi jednego wielkiego hip-hopowca, który nie zna "Smells Like Teen Spirit" i "Jeremy". Albo kogoś, kto uwielbia R&B, a nie zna "Workin' 9 To 5" Dolly Parton i piosenki z "The Dukes Of Hazzard". Wszyscy świetnie znają te kompozycje, ponieważ przekroczyły one granice własnego gatunku i stały się przebojami uniwersalnymi. Taka właśnie ma być muzyka. Musi być ścieżką dźwiękową ludzkiego życia".(materiały: wytwórnia)http://www.pharrellwilliams.com/ PLACEBOKażdy, nawet najbardziej ukryty klejnot, w końcu zaczyna błyszczeć. Wśród rzeszy muzycznych snobów w Wielkiej Brytanii, zaślepionych rodzimym i światowym sukcesem zespołów takich jak: Franz Ferdinand i Kaiser Chiefs, łatwo było zapomnieć o tym, że przez całą ubiegłą dekadę Placebo powoli i konsekwentnie budowało swoją pozycję jednego z największych i najlepszych zespołów rockowych na całym świecie. W 2000 roku, kiedy wszyscy ubolewaliśmy nad niedostatkiem brytyjskich talentów, Placebo bez rozgłosu sprzedało milion egzemplarzy swojego trzeciego albumu "Black Market Music", stając się numerem jeden całej Europy. W 2003 roku, podczas gdy wszyscy padaliśmy na twarz przed The Libertines, czwarty album Placebo - "Sleeping With Ghosts", osiągnął półtoramilionową wysokość sprzedaży i wspiął się na szczyty list przebojów w dwudziestu krajach, a zespół zagrał w paryskim Bercy koncert dla 18 000 ludzi. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku innych kawałków utrzymanych w stylu mrocznego romantyzmu, które przemawiają wprost do rozpalonej ludzkiej duszy - wykonywanych przez artystów takich jak: The Cure, Depeche Mode, Morrissey, REM - tak i numery Placebo wywołały solidną, kultową, globalną eksplozję na peryferiach naszej wąskiej wizji ducha czasu. Ale kiedy w 2004 roku Brian Molko, Stefan Olsdal i Steve Hewitt wyprzedali wszystkie bilety na Wembley (podczas triumfalnego powrotu na rodzime Wyspy, by promować zbiór singli wydany w tymże roku, zatytułowany "Once More With Feeling", z Robertem Smithem jako gościem specjalnym), wieko rockowej puszki Pandory zostało uchylone: przez dziesięć lat Placebo podkradało się do tytułu supergwiazdy, by wreszcie zająć miejsce na najwyższym podium. "Rozmiar tego wszystkiego narastał stopniowo od pierwszego albumu", mówi Stefan "każdy kolejny album był trochę lepiej zrobiony od poprzedniego, a więc nie był to jakiś wielki wstrząs. Uczyliśmy się wszystkiego przez lata, a nasz zespół dorastał razem z nami - podczas ostatniej trasy było na scenie pięć osób, które uwolniły mnie i Briana, byśmy mogli dać jeszcze lepszy występ. W pewien sposób dorośliśmy do tych ról i czujemy się w nich bardzo swobodnie. Potwierdzeniem słuszności tego było nasze przybycie, by zagrać na Wembley."Jednakże to, co najbardziej niezwykłe w drodze Placebo na szczyt to, że zawsze szli w parze z rzadko spotykanym głodem muzycznej pomysłowości, odkrywania siebie i rozumnych opowieści. Wraz z tym jak stopniowo pozbywali się androgennej szokującej laski z ich genezy z 1994 roku, na rzecz bardziej surowych, bezpośrednich i dojrzalszych analiz ludzkiego wnętrza - perwersji, które skrywamy przed innymi, bólu i upokorzenia, jakie zadajemy innym, uzależnień, w jakie sami się pakujemy, a czasami nadziei, której sami sobie odmawiamy - poczynili również odważne kroki na świeżym, muzycznym terytorium. "Black Market Music" wniosła elementy hip-hopu i disco do ich refleksyjnego rockowego projektu. Na "Sleeping With Ghosts" ujrzeliśmy ich eksperymentujących z instrumentami elektronicznymi i cygańską obfitością dźwięków. Dzielnie podbili swoich słuchaczy, by tylko przynieść sobie większe i bardziej gorliwe oddanie wielkiej jak nigdy rzeszy inteligentnych, lecz zniszczonych psychicznie fanów rocka, którzy przybyli, by oczekiwać i rozkoszować się niespodziewanym zwrotem w stylu Placebo. A piąty studyjny krążek grupy "Meds" zapowiada się być ich największym, zapierającym dech w piersiach, i najbardziej zakręconym albumem.Napisany podczas lata 2004 roku, nagrywany przez ponad cztery miesiące 2005 w Rak Studios, ze stosunkowo mało znanym francuskim producentem Dimitrim Tikovoi, oraz zmiksowany przez U2, legendarny Smashing Pumpkins i Flood'ego najnowszy album "Meds" to prawdziwe obnażenie Placebo. Muzycy są pewni, że stworzyli najlepszy jak dotąd zbiór utworów "Okazało się, że robimy tę płytę, mając za wiele piosenek", wyznaje Brian. "Wcześniej zawsze nam jakiejś brakowało, a więc poprzeczka została podniesiona. Ostatecznie znalazło się na tej płycie aż pięć, lub sześć singli." Pozwolili Tikovoi, by zamienił zaplanowane przez nich elementy elektroniczne - kierunek, jaki grupa zamierzała obrać, po napisaniu ciężkiego, syntetycznego "Twenty Years" na płytę z kolekcją singli - na podkład oparty na gitarze, basie i bębnach, by pozwolić przemówić genialnemu pieśniarstwu i odkryć na nowo ogień tkwiący w dźwiękach Placebo dopieszczonych w studiu."Pomysłem Dimitri'ego na ta płytę było sprawić, byśmy na nowo stworzyli swój pierwszy album," wyjaśnia Brian "by wygonić nas z naszej wygodnej strefy, rzucić nam wyzwanie i z powrotem wnieść do Placebo nutę niebezpieczeństwa. Rak, to studio zawieszone w czasie, nie zmieniło się za wiele od lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Nie tworzysz więc płyty w cyfrowym statku kosmicznym, wszystko tu opiera się na twoim nagraniu. Wróciliśmy zatem do bardzo elementarnej strony Placebo. Na przykład - tam gdzie zwykle korzystaliśmy z dobrych drogich keyboardów, tym razem użyliśmy zwykłego pianina. Myślę, że po latach, gdy wyrobiliśmy sobie reputację całkiem skomplikowanych, dużo przyjemności sprawił nam powrót do korzeni na tej płycie, uwzględniliśmy przestrzeń bardziej dla walorów pieśniarskich, niż dla pokazania jak mądrzy jesteśmy i jak dobrzy staliśmy się w wykorzystywaniu studia. Postawiliśmy na prostotę zamiast na zawiłość."Efektem tego nie jest jedynie płynny, nabierający szybkości, surowy krzyk płyty, lecz najbardziej ludzka kolekcja utworów Placebo jaka dotychczas powstała. Molko nie odczuwa już potrzeby, by zdefiniować samego siebie poprzez modę i sztuczki S&M - jest teraz dorosłym i precyzyjnym, ostrym w słowach obserwatorem, nie potrzebuje już leksykonu o odruchu kolanowym, by określić deformacje życia. Są tu opowieści o oszalałych psychotykach, którzy zapomnieli zażyć lekarstwa "Meds", o wstydzie jaki dostrzega swym zamglonym wzrokiem w lustrze w łazience zdegenerowany narkoman, przeglądający się w nim o poranku ("Cold Light Of Morning"), o próbie wbicia rozumu do głowy przyjaciołom, którzy dokonują skrajnie złych wyborów stylu życia ("Song To Say Goodbye"). Oto subtelnie opowiedziane historie o stracie, zagubieniu, zemście, miłości, nałogach, zależności, pomimo, jak można by pomyśleć, faktu, że Molko powinien mieć już takie rzeczy za sobą. "Wiem," chichocze Brian. "Myślę, że będąc w zespole rockowym nie dorastasz tak szybko jak inni ludzie, to co dzieje się w twoim życiu nie ma znaczenia, czy może przez to, że jesteś tak przyzwyczajony do konfliktów i niepewnego chwiania się na krawędzi w obawie, że się rozpadniesz, że czasami musisz wykreować coś wokół siebie, by poczuć, że żyjesz. Słuchając tej płyty odnajdujesz sporo zagubienia i desperacji. W świecie Placebo (org. Placeboworld) nic nie jest proste. Według mnie ciekawą rzeczą jeśli chodzi o ludzi, którzy "zamieszkują" piosenki z tej płyty, jest to, że zawsze znajdują się oni w pewnym konflikcie z samymi sobą, czy to pod względem swojego miejsca na ziemi, czy pod względem braku niezależności, albo nałogu."Na płycie znajduje się także nieco tajemniczy kawałek pod tytułem "Space Monkey", którego znaczenia nie potrafi opisać żaden z członków zespołu, a który to zalewa Stefana emocjonalnym respektem. "Słucham go, lecz nie słyszę nas, jak go wykonujemy, ani nie mogę sobie przypomnieć, jak go nagrywaliśmy," mówi "to tak, jakbym słyszał zupełnie inny zespół, utwór ten wywołuje we mnie bardzo silne uczucia. To pierwszy raz , gdy coś takiego dzieje się ze mną w odniesieniu do naszej muzyki."To ich najlepszy (i bez wątpienia najbardziej udany) album, jaki kiedykolwiek stworzyli, który równocześnie stanowi ukłon szacunku w kierunku ich inspiracji, jak i całej spuścizny. Zespół Block Party zapowiada remiks "Because I Want You", a VV (Alison Mosshart) z The Kills użyczyła wokalu do "Meds".To kolejny ryzykowny krok ku niewiadomej dla zespołu, który to, co niewiadome, nazywa swoim domem - jego sukces jest zagwarantowany przez prosty fakt braku konformizmu. Szczerze mówiąc, z takim ogromnym światowym poparciem, nic nie jest teraz w stanie powstrzymać Placebo. Jest to ostatecznie grupa, która pojawiła się w zeszłym roku w Chile, by spełnić na wpół zapamiętaną obietnicę koncertu w Południowej Ameryce."Pierwszy raz pojawiliśmy się w Chile," wspomina Brian. "Nigdy wcześniej tam nie byliśmy i nie przypuszczaliśmy, żebyśmy sprzedali tam szczególnie dużo płyt, a mieliśmy wyprzedane bilety na dwa dziewięciotysięczne występy, był to niesamowity początek. Następnie pojechaliśmy do Buenos Aires i zagraliśmy dla 7000 ludzi, a potem daliśmy dziewięć koncertów w Brazylii, w której bardzo entuzjastycznie nas powitano. Tak miłe przyjęcie doprawdy mnie zaskoczyło i było fantastyczne. To świetne miejsce, gdzie trzeba jechać i dawać wielkie koncerty! Panuje tam niesamowity gwar, publiczność jest niezwykle gorąca, myślę, że jest to domena Latynosów. Morrissey jest bardzo znany w Meksyku, Placebo też całkiem nieźle tam sobie radzi, w Brazylii The Cure są powszechnie znani, z tym swoim mrocznym romantyzmem, z którym i my mamy wiele wspólnego"."Miło było wpaść do kraju, w którym nigdy wcześniej nie byliśmy i zdobyć takie doświadczenia, jakie my zdobyliśmy," dodaje Steve. "Grupa zagrała świetnie, mamy mocniejsze uderzenie i więcej tego czegoś, czego nie mieliśmy podczas poprzednich tras koncertowych. Wskoczyliśmy o jakieś trzy szczeble na rockowej drabinie." Na sam koniec o światowej trasie najnowszego albumu "Meds", rock wyjdzie poza jakiekolwiek ramy. Placebo zdobywa świat, teraz przybywa po Ciebie. Bądź błogo przerażony.Mark Beaumont, styczeń 2006http://www.placeboworld.co.uk/ MANU CHAOChyba nie ma wśród nas osoby, która nie znałaby utworu "Bongo Bong" z albumu Manu Chao pt. "Clandestino"...Manu Chao pochodzi z hiszpańskiej rodziny republikanów mieszkającej we Francji. Jak piszą krytycy: "Pomiędzy rockiem, rytmami latynoskimi, folkiem a alternatywą społeczną Manu Chao proponuje muzykę kolorową i ciekawą." Urodzony w Paryżu w 1961 roku w rodzinie hiszpańskiej, zakłada i prowadzi w latach 1987-1994 zespół Mano Negra, a następnie zespół Radio Bemba w Madrycie. W kwietniu 1998 wydaje swój pierwszy solowy album "Clandestino". Ten bardzo intymny, osobisty powrót do korzeni, zawierający melanż tekstów francuskich i hiszpańskich otrzymuje nagrodę Victorie de la Musique za najlepszy album w kategorii muzyka świata i folkowa. Został doceniony także przez MTV i nagrodzony podwójnie w kategorii Latino 1999. Album ten sprzedał się w ponad trzech milionach egzemplarzy na całym świecie tworząc bez wątpienia nową kategorię muzyczną. Drugi album wydany 5 czerwca 2001 r., odnosi również ogromny sukces artystyczny i komercyjny. Manu Chao należy od tej pory do grupy kompozytorów i muzyków najchętniej prezentowanych przez media. Zawsze skłonny wykorzystać swoją sławę, by bronić spraw społecznych, podejmuje kilka projektów wspólnie z różnymi stowarzyszeniami i proponuje lewicowym działaczom wejście na scenę podczas swoich koncertów i walkę z liberalną mondializacją ekonomiczną."Poddaję się przypadkowym spotkaniom, muzyce, drobnym życiowym zdarzeniom. Rzucam barwne plany jakbym malował obraz pociskami z farby. Powstaje jakby olbrzymi zestaw klocków Lego. Chodzi o to, by z całego albumu utworzyć jedną piosenkę / jedną podróż." Na jego koncertach gromadzą się tłumy, by wziąć udział w niepowtarzalnym show pełnym dobrej energii, efektów wizualnych i muzyki, która porusza wszystkie zmysły. THE STREETSKiedy pierwszy winyl The Streets, "Has It Come To This", zaczął torować sobie drogę na anteny radiowe latem 2000 roku, Mike Skinner był rozkochanym w rapie 22-latkiem z Birmingham, który już od piętnastu lat pracował na ten moment. Od czasu, kiedy w wieku siedmiu lat usłyszał po raz pierwszy swoich braci z Run DMC i Beastie Boys, Skinner z uporem tworzył i produkował swoją własną muzykę, wsłuchiwał się i uczył od amerykańskich pionierów tego gatunku, doskonalił warsztat w studiach rodzinnego miasta oraz w najróżniejszych kapelach z Birmingham. W jego pierwszych nagraniach można było zauważyć silny wpływ amerykański. "Próbowałem po prostu stworzyć brzmienie, które wówczas mi się podobało, chciałem być taki jak Redman albo Ice Cube, ale byłem białym dzieciakiem z Birmingham. Wysyłałem ludziom mój materiał, ale to nie było nic nowego, więc nikt tym nie był zainteresowany."Jednym z punktów zwrotnych w rozwoju Skinnera było powstanie UK Garage, pierwszego rozpoznawalnego zalążka brytyjskiego nurtu rapowego. "To był naprawdę ekscytujący czas. Działy się w Anglii rzeczy, które miały jakąś kontynuację i swój własny dźwięk, mogliśmy się z moimi znajomymi do tego odnieść. Rytmy były świetne i brzmiały świeżo, a samo rapowanie nie wydawało się już takie odległe." Pomogło to Skinnerowi w skoncentrowaniu się na własnym brzmieniu i stylu. Miksując utwory hip-hopowe z dźwiękami UK Garage, Skinner zdał sobie sprawę z tego, że w jego rodzimym hip-hopie brakuje kogoś, kto mówiłby o kulturze brytyjskiej."Chciałem zrobić coś uczciwego i rozrywkowego o tym, na czym się znałem. Wydawało mi się, że nikt czegoś takiego nie robił i jeżeli mi by się to udało, to byłby to niezły początek".Pierwszym ruchem Skinnera była przeprowadzka do Londynu ("Więcej się tam działo, miałem większą szansę zwrócenia na siebie uwagi"). Zdecydował się na nazwę The Streets, bo "brzmiała dobrze" i wypuścił 200 egzemplarzy winylowych swojego pierwszego nagrania "Has It Come To This". Został wówczas zauważony przez Locked On, londyńską wytwórnię garażową, z którą podpisał kontrakt.W październiku 2001 roku utwór "Has It Come To This" - po miesiącach nadawania w klubach, rozgłośniach pirackich i, w końcu, ogólnokrajowych - dotarł na listę UK Top 20. Ludziom niewątpliwie się spodobał, ale - jako że większość artystów związanych z UK Garage wciąż jeszcze nie mogła się wybić, a hip-hop nie odniósł tak naprawdę żadnego miarodajnego sukcesu - nie obeszło się bez zwyczajowego sceptycyzmu, który na szczęście nie trwał zbyt długo. Debiutancki album The Streets, "Original Pirate Material", ukazał się w marcu 2002 roku. Płyta spotkała się z fenomenalnym przyjęciem. Prasa jednogłośnie okrzyknęła album klasyką pokolenia, rozgłośnie radiowe grały pochodzące z płyty single. Po milionie sprzedanych na całym świecie kopii wiadomo było, że album jest jednym z najważniejszych i najbardziej innowacyjnych wydawnictw ostatnich czasów. "Po prostu muszę robić muzykę, która jest świeża i daje rozrywkę. Właśnie tego chcę. Mam na tym punkcie obsesję. Już zaczynam pracować nad następnym materiałem..." KANYE WESTKanye West to obecnie najpopularniejszy twórca czarnej muzyki. Swoją karierę rozpoczął jako producent utworów dla takich raperów jak Jay-Z, Common i Talib Kweli. W 2004 roku roku wydał swoją pierwszą solową płytę pt. "The College Dropout", za którą zdobył uznanie publiczności oraz wiele nagród (m.in. Grammy za najlepszy album i najlepszy utwór w kategorii rap). Kanye w swoich utworach często wykorzystuje fragmenty starych soulowych kompozycji, a jego znakiem rozpoznawczym są przyśpieszone sample wokalne. Artysta sam pisze teksty, rapuje oraz produkuje swoje utwory. Druga solowa płyta potwierdziła jego status gwiazdy. Za płytę pt. "Late Registration" otrzymał 3 nagrody Grammy, a także Brit Award. Na albumie gościnnie wystąpili tacy artyści jak Jamie Foxx, Brandy, Nas i Adam Levine z Maroon 5. Na koniec tego roku zapowiadany jest kolejny album. Obok Pharrella Williamsa jest jednym z najbardziej pożądanych producentów na rynku muzycznym - Alicia Keys otrzymała nagrodę Grammy za utwór "You don't know my name" skomponowany wspólnie z Kanye. West bardzo angażuje się w działania mające na celu pomoc czarnoskórej ludności Stanów Zjednoczonych. SCISSOR SISTERSPierwsze twórcze iskrzenie można było zaobserwować już pięć lat temu, kiedy 19-letni Jake Shears naładowany, niemal wybuchową energią został przedstawiony pewnemu multiinstrumentaliście, ukrywającemu się pod szyldem Babydaddy. Nakręceni pasją pisania utworów i dziwacznym poczuciem humoru, połączyli swoje siły w celu tworzenia wpadających w ucho melodii. Nowy Jork uznali za swoją bazę. Byli zgodni, że bezczelna nazwa ich formacji wywołuje sporo zamieszania i powoduje zażenowanie. "Tylko że nikt z nas nie jest lesbijką", dodają uczynnie Scissor Sisters. Bezwstydni? Oczywiście; ale jednocześnie bardzo zaraźliwi. Scissor Sisters oferują nam zarówno wesołe gitarowe riffy, pulsujące syntezatory i całe wiązanki zakręconych tekstów. Wpływów na ich twórczość można szukać w klasycznych dokonaniach Davida Bowie, Roxy Music i Eltona Johna a także Giorgio Morodera, burlesce i rockowej operze. W college'u Jake studiował literaturę piękną, i w takich numerach jak "Laura" mamy całą masę wpadających w ucho glam-rockowych zagrań ("Muszę sobie dać jeszcze jedną szansę / Aby być człowiekiem, jakim wiem, że jestem") i snucia niemal fabularnych opowieści. Czasem brzmi to tak jakby zabawiali się w najlepsze popijając taniego szampana; w innych momentach klimat zwalnia i staje się piękny, nieoczekiwanie rzewny: idealny do radia na "kacowe" poranki. Taka pełna werwy muzyka wymaga aktywności na żywo, więc zanim zaczęli udoskonalać swoje umiejętności niezbędne w studio, Scissor Sisters rozpętali swoimi koncertami istną burzę: najpierw na rodzimym terenie, a potem zaczęli działać w Europie, gdzie nie tak dawno pewien widz z Barcelony, będąc pod wrażeniem ich koncertu, opisał ich jako "doświadczenie, zmieniające stosunek do życia". Podczas koncertów w Nowym Jorku pierwotny skład (duet) został poszerzony o trzecią "siostrzyczkę": zajmującą się performance'ami Anę Matronic. 'Jest taka surowa, zadziwiająca, olśniewająca...' zachwycają się chłopaki. Gospodyni dekadenckiego przedstawienia na Lower East Side szkoliła swój warsztat na scenach w San Francisco. Najpierw, na imprezie z okazji Halloween spotkała Jake'a. Była wtedy ubrana niemalże jak odpad z wytwórni Warhol'a, z kolei on przebrany był za coś, co przypominało, hmm..., "nielegalną aborcję"... Ana wspomina: "Spojrzeliśmy na siebie i każde z nas pomyślało: " 'hey, jesteś cool!' " Właściwie to swój debiutancki koncert Scissor Sisters zagrali w klubie Any, pod koniec 2001r. Teraz, ta majestatyczna dama jest integralną częścią występów zespołu i użycza swojego energicznego głosu na płycie. Ana starannie dba o wizerunek zespołu: 'To, co robimy jest projekcją fantazji ludzi próbujących wyrwać się z codzienności i SSisters jest spełnieniem wizji z ich marzeń'. Nie da się zaprzeczyć, że dzięki takiemu nastawieniu zachęcili do interakcji dużą część odbiorców, do której zalicza się także widziana na pewnym koncercie rozentuzjazmowana 75-latka. "Kiedy o 4:30 nad ranem masz na scenie bawiącą się z tobą babcię, to znaczy, że coś iskrzy" śmieje się Jake. Lekkie zdziwienie powoduje fakt, że amerykański magazyn The Village Voice chwali Scissor Sisters jako "zespół rockowy, który nie boi się grać disco". Inną niewątpliwą atrakcją z ich repertuaru jest przeróbka klasyka Pink Floyd, progresywnego "Comfortably Numb". Po kompletnej odnowie stał się chwytliwym przebojem disco, ze zręcznie naśladującymi styl Bee Gees wokalami Jake'a ("zawsze uwielbiałem śpiewać falsetem") i odrobina stylu retro a la 'Frankie Goes To Hollywood'. Być może taka fuzja nie powinna się udać, ale zespół własny, ostentacyjnie połyskliwy, "cekinowy" kawałek. "Nie sądzę, żeby było coś, co obawialibyśmy się zagrać" dodaje Jake. "Pop powinien znowu mieć znaczenie - nie powinien być przeklętym słowem. Nie urządzamy sobie zabawy z niczego co robimy i absolutnie nie chcemy być tylko producentami dźwięków. Nasze piosenki są wystarczająco przystępne, żeby przebić się przez różne bariery. Tak naprawdę myśleliśmy o napisaniu trochę muzyki country..." Zanim poważnie zaczną podążać tą drogą (wszystko jest możliwe, dopóki Jake uważa pisanie utworów za interwencję sił nadprzyrodzonych), Babydaddy zwraca uwagę na to, że: "Oczywiście lubimy muzykę taneczną, ale subtelny melanż różnych wpływów zawsze zawiedzie cię w jakieś nowe miejsce. Od samego początku mówiliśmy: 'Uczyńmy to ponadżyciowym' ". I tak jest. Sissor Sisters to trzy niewątpliwe indywidualności: Nowojorczycy z krwi i kości (Jake: "Nie chciałbym mieć do czynienia z tą grupą ludzi w innym miejscu"; Babydaddy: "Robimy to, co chcemy - bez kompromisów"). Misja Scissor Sisters, aby ponownie zaszczepić radość i dreszczyk emocji w kulturze pop, jest sama w sobie wielkim wyzwaniem. Awangarda nie brzmiała nigdy w tak obezwładniający dekadencki sposób. COLDCUTWykładowca historii sztuki - Jonathan More i programista komputerowy Matt Black już na progu lat 90-tych zyskali reputację doskonałych DJ-ów, którzy w mistrzowski sposób potrafią połączyć pozornie sprzeczne elementy w niezwykle żywą, oryginalną całość. Ich show "Solid Steel" w sławnej londyńskiej pirackiej rozgłośni Kiss FM (obecnie na falach BBC London) choć z pewnością przeszedł już do historii nie tylko tanecznej sceny, wciąż jest nagradzany (min. Sony Award for Best Specialist Show) i cieszy się ogromną popularnością, podobnie jak wydawane pod marką "Solid Steel" didżejskie mixy.Spektakularne były już początki ich wspólnej pracy. W 1987 roku Jon i Matt nagrali "Say Kids, What Time Is It?", który - był pierwszą brytyjską płytą stworzoną z sampli. W tym samym roku duet zdefiniował określenie "remix" na przykładzie "Paid In Full" sławnych Eric B and Rakim - udoskonalona przez nich technika cut'n'paste doskonale pasowała do wokalu Ofra Hazy, a kawałek ten, i jego interpretatorzy - zyskali światową sławę.Nic dziwnego, że debiutancki album duetu - "What's That Noise" - zyskał status bestsellera, a BPI (organizacja brytyjskiego przemysłu muzycznego - także Brit Awards) przyznała im tytuł producentów roku 1990.Jakby tego było mało na początku lat 90-tych - w czasie podróży po Japonii - Matt i Jon postanowili założyć wytwórnię płytową Ninja Tune. Ninja wkrótce stałą się najbardziej rozpoznawalną i szanowaną marką w świecie "nowych brzmień". Wraz ze swoimi "odnogami" Big Dada, Ntone - dała światu takich artystów jak Cinematic Orchestra, Herbaliser, Roots Manuva, Flanger - i wielu innych. To jednak zupełnie inna historia, o której niejednokrotnie opowiadali choćby muzycy zespołu Skalpel. Coldcut dogłębnie badali możliwości nowych technologii - zaczęli pracę nad multimedialnymi pokazami dla brytyjskich galerii, zainteresowali się grami komputerowymi, dopracowali audiowizualny show podczas swoich występów dj-skich. Coldcut są pionierami VJ-ingu - miksu audio-video, który u nas praktykuje choćby Skalpel. Zaprogramowali też własny VJsoftware - Vjammm, który - wraz z własną muzyką - pokazywali na na festiwalach Sonar w Barcelonie, Montreaux Jazz Festiva, w Glastonbury, Roskilde, na wielu festiwalach filmowych.Ich inne poszukiwania służą jednak tylko "uatrakcyjnieniu" przekazu, ale nowym formom komunikacji. Matt i Jonathan to twórcy zaangażowani politycznie: przy okazji wyborów w UK 2001 stworzyli - projekt "Re: volution" - rebelianckie audiowizualne PARTY.Na prośbę ruchów obywatelskich Coldcut zaangażowali się też w kampanię prezydencka w USA 2004. Rezultatem był show Coldut vs TV Sheriff wieloktornie prezentowany na antenie MTV. Anglicy wspólnie tworzą też - jak to nazywają - "guerilla netcasting", angażując się w internetowe projekty Piratetv.net; Vjs.net; Nowthemovie.org i wiele innych.Choć aktywni na wielu polach w 1997 wydali swój album "Let Us Play" - czwarty w dyskografii, pierwszy dla własnej wytwórni - który potwierdził ich miejsce w nowobrzmieniowym panteonie sław. Płyta - promowana klasycznym singlem "More Beats And Pieces" nieźle radziła sobie na brytyjskich listach przebojów - propagując antykorporacyjne, pro-ekologiczne przesłanie (gościnnie z Coldcutem wystąpił m.in. Jello Biafra z legendarnych Dead Kennedys).Doświadczenia zebrane w klubach oraz na antenie radia Solid Steel zaowocowały też legendarnym mixem DJskim "Journeys By DJ - 70 minute Of Madness" - uznanym przez prestiżowe pismo Jockey Slut za "The Best Compilation of All Time". Współpracowali ze Stevem Reichem, Johnem Peelem, Lee 'Scratch' Perrym, Jonem Spencerem, Cornelius, Carl Craig'iem... BASEMENT JAXXPo raz pierwszy o Basement Jaxx zrobiło się głośno, gdy do sklepów płytowych oraz na talerze djskich gramofonów trafiły dwa single: Fly Life i Samba Magic. Oba oparte na charakterystycznym, prostym rytmie na 4/4, a jednak brzmiące zupełnie inaczej niż większość neo-dyskotekowych produkcji. Bliższe jamajskiej muzyce ragga (ten pierwszy) oraz gorącym dźwiękom z brazylijskich ulic, niż skostniałym, hedonistycznym brzmieniom z Paryża. Gdy światło dzienne ujrzał debiutancki krążek Basement Jaxx, Remedy, stało się już jasne, iż muzyka house nigdy nie będzie taką samą. Basement Jaxx undergroundową muzykę zmieszali z latynoskimi rytmami, ragga, hip hopem, ze wszystkimi dźwiękami i swoim południowo-londyńskim "klimatem" i jak piszą krytycy: "Rzucili nam to wszystko prosto w twarz. I Wielki Boże, doskonale, bo czyż nie kochamy tych dźwięków?"Unikalne zestawienie potężnych, rozsadzających głośniki basów, punkowej furii, ragga, porywających garage'owych beatów, latynoskich wibracji, soulowych wokali, aranżacji rodem z R'n'B oraz superchwytliwych melodii sprawiło, że Felix Buxton i Simon Ratcliffe stali się niemal narodowymi bohaterami Wielkiej Brytanii. Ich twarze zdobią okładki "life'stylowych" magazynów. Przy ich piosenkach, okupujących szczyty wszystkich możliwych list przebojów, bawi się cały świat, a hołd Nowym Mistrzom, zgarniającym wszelkie nagrody i tytuły muzyczne, składają tacy wykonawcy jak Fatboy Slim, Daft Punk czy Armand Van Helden. SIGUR ROSGrupa powstała w styczniu 1994 roku, w Rekjawiku, najdalej położonej na północ stolicy Europy... Pierwszy skład grupy to Jón ?or (jónsi) Birgisson , który potem, jako jedyny umiejący śpiewać, okazał się, nieprzeciętnym zresztą, wokalistą, gdyż na początku istnienia zespół wykonywał jedynie utwory instrumentalne. Drugim założycielem był Georg Holm, który w grupie przejął rolę basisty, a co ciekawe, jest on wykształconym reżyserem filmowym, jego głos można też usłyszeć w tle piosenek Sigur Rós. Do pierwszego składu grupy wchodził również perkusista Agust Aevar Gunnarsson. "Fljugdu" - kompozycja spokojna, łagodnie płynąca jednak pełna prawdziwych emocji, to pierwszy utwór, który został nagrany przez grupę. Po trzech latach od założenia, ukazała się debiutancka płyta "Von" - co znaczy "Nadzieja" - jak się teraz okazuje, muzyczna nadzieja nad wyraz spełniona. Chłopcy nie mieli wtedy zbyt wiele pieniędzy, a produkcja płyty doszła do skutku dlatego, iż właściciel studia Bad Taste, darząc chłopaków sympatią, zgodził się na to, by w zamian wymalowali całą wytwórnie. LP "Von" mimo, iż uważany za nieco trudny, niemalże bez wokalnego udziału Jonsiego i wymagający "wytrwałego, świadomego" słuchacza, zdobył uznanie krytyki a także niemałą grupę miłośników. Płyta zabiera słuchacza w tajemniczą podróż, gdyż przepełniona jest ezoterycznymi, nieokreślonymi odgłosami z nieznanej krainy, przeplatanymi z nastrojowymi piosenkami. Podróż ta trwa od zupełnej, nocnej ciemności, przez wschód Słońca, który następuje po osiemnastosekundowej ciszy ("18 sekúndur fyrir sólarupprás"), aż do pełnego dnia, przepełnionego światłem i ciepłem W rok później utwory z "Von" wyrzucono do kosza na śmieci - czyli na płytę "Von brigdi" ("Kosz na Śmieci"), zawierającą remiksy utworów z płyty debiutanckiej, były to utwory autorstwa Sigur Rós lecz także uznanych islandzkich twórców jak np. Gus Gus.W tym czasie do grupy dołączył klawiszowiec Kjartan Sveisson. Dzięki jego uczestnictwie, dzięki jego klawiszom Sigur Rós uzyskał jeszcze większą głębię - Kjartan nadaje słynne "plum" bez którego "Svefn-g-engar" nie mogło by istnieć. Kjar, jako jedyny członek grupy wykształcony muzycznie, zajmuje się również w zespole spisywaniem nutowym kompozycji, co umożliwia dołączenie do utworów np. sekcji smyczkowej ("Staralfur") czy nawet dętej ("Ny batteri").Wydawać by się mogło, że początki grupy były nader udane... Jednak ten właściwy "Dobry Początek" miał dopiero nastąpić wraz z ukazaniem się genialnej płyty "Agestis Byrjun" w roku 1999. Dopiero na tej płycie Jonsi śpiewa pełną mocą swego głosu o nadzwyczajnej barwie - uspokajająco-niepokojącej. Piosenki śpiewane są w rodzimym języku Sigur Rós co czyni płytę ciekawszą i niebanalną, a jak zauważają sami jej twórcy - bardziej autentyczną i naturalną. Utwory "Agaetis Byrjun" o nieprzeciętnych aranżacjach (legendarna już gra Jonsiego na gitarze przy pomocy smyczka od wiolonczeli) i nieklasycznych formach (np. żadna piosenka nie jest zbudowana w formie zwrotka, refren, zwrotka, refren...), stawiają go wśród największych dzieł "nieklasycznej" muzyki rockowej.Album zdobył szerokie uznanie krytyki oraz masę nagród, m.in. został uznany islandzkim albumem lat dziewięćdziesiątych, podczas gdy światowy bestseller Bjork "Debut" zajął miejsce drugie tego rankingu. W Europie album ukazał się w 2000, natomiast w U.S.A. dopiero w 2001. Tuż po wydaniu płyty perkusista Agus odchodzi z zespołu (celem poświęcenia się grafice) a zastępuje go Orri Pall Dyrason. W tym również czasie Sigur Rós wchodzi pod strzechę brytyjskiej wytwórni FatCat, co otwiera im drogę na szersze międzynarodowe wody... "Agaetis Byrjun" doczekał się dwu singli: "Svefn-g-englar" oraz "Ny battery", a poszczególne utwory pną się na szczyty co bardziej prestiżowych list przebojów Europy i nie tylko.Zespół wyprodukował jak do tej pory dwa teledyski do utworów z krążka "Ág?tis Byrjun"... właściwie trudno tu mówić o teledyskach - mamy do czynienia z prawdziwymi krótkometrażowymi filmami. Premiera pierwszego " Svfen -g- englar" odbyła się w czerwcu 2000 r. W filmie wzięli udział członkowie "Perlan Theatre Group" - znanej i regularnie działającej w Islandii grupy aktorów z Zespołem Downa.Drugi teledysk "Vi?rar vel til loftárása", ukazał się we wrześniu 2001. Obraz nie tyle szokujący, co zastanawiający i podobnie jak poprzedni przepięknie sfilmowany. Na kolejną płytę fani czekać musieli ponad trzy lata. Wreszcie w październiku 2002, zamknięta między dwoma miękkimi nawiasami pojawia się surowa, minimalistyczna, bez żadnych słodkości płyta umownie nazwana "( )", gdyż oficjalnie nie zawiera tytułu, tak zresztą jak piosenki na niej zawarte. Bez słów (utwory śpiewane są w nieistniejącym i nic nieznaczącym języku "Nadziejnym" z krainy "Nadziejności", która również nie istnieje), bez zbędnych dodatków - czysta, lunatyczna muzyka. Większość kompozycji była znana fanom wcześniej, gdyż już od jakiegoś czasu grupa prezentowała je na swych koncertach. Dużo czasu minęło, nim te kompozycje doczekały się swych studyjnych wersji. Nagrań dokonano w małej miejscowości w Alafoss, w basenie przerobionym na studio. Studio jest własnością Sigur Rós, gdyż słyną oni z najdłuższego czasu nagrywania muzyki - dlatego zakup własnego studia to czysta wygoda i oszczędność.Aktualny skład zespołu: jón ?or (jónsi) birgisson ur. 23 kwietnia 1975 - wokal, gitarageorg (goggi) holm ur. 6 kwietnia 1976 - baskjartan (kjarri) sveinsson ur. 2 stycznia 1978 - klawiszeorri páll dýrason ur. 4 lipca 1977 - bębnyBILETYKarnety festiwalowe w cenie 199 PLN są do nabycia na stronach www.opener.pl, a także w sieci sprzedaży Ticketpro. Cena karnetu: 199 PLN - w cenę wliczony jest pobyt na campingu do wyczerpania miejsc i tylko po ich zarezerwowaniu na stronie. Od 1 maja karnety będą sprzedawane w cenie 249 PLN, a bilety jednodniowe w cenie 130 pln. CAMPING Posiadaczy karnetów zapraszamy do rezerwowania miejsc na festiwalowym campingu od 8 maja 2006. Ilość miejsc ograniczona ! KONTAKTYBILETY - SPRZEDAŻ - Marta Białobrzewska bilety.oef@alterart.plMIASTECZKO FESTIVALOWE - MERCHANDISING - Anka Janczuranka@alterart.pl KLUB ALTER ARTklub@alterart.plMEDIA - Paulina Wołczek-Rozowskamedia@alterart.plpobierz wniosek o akredytację tutaj (dokument MS Word)PYTANIA I ODPOWIEDZI - Tomek Rawskitomek@alterart.pl Szczegóły www.opener.pl Najczęściej zadawane pytania http://www.opener.pl/faq_pl.html Opublikowano: 06.07.2006 00:00 Autor: Lidia Rumel-Czarnowska