Nauka

Powrót do wraków na dnie Bałtyku

W pobliżu polskiego Wybrzeża zatopionych jest kilkaset statków. na zdjęciu ORP Wicher II i ORP Grom II (fot. Paweł Niemc)

W pobliżu polskiego Wybrzeża zatopionych jest kilkaset statków. na zdjęciu ORP Wicher II i ORP Grom II (fot. Paweł Niemc)

Na dnie Morza Bałtyckiego w pobliżu polskiego Wybrzeża zatopionych jest kilkaset statków – pozostałości głównie po II wojnie światowej. Rząd zabrał się za porządkowanie przepisów regulujących to, kto, co i na czyje polecenie lub za czyją zgodą może z nimi robić. W pracach uczestniczy m.in. Urząd Morski z Gdyni.


Na strony Rządowego Centrum Legislacji trafił projekt ustawy, który ma regulować postępowanie z wrakami zalegającymi na dnie Bałtyku. Chodzi o wszelkie pozostałości zwłaszcza po działaniach wojennych tj. wraki, paliwo, amunicja, chemiczne ładunki ze statków. W Zatoce jest ich około stu, w całym Bałtyku – nie wiadomo. Zaledwie 30 proc. akwenu zostało do tej pory zbadane. Stąd niedawne odkrycia wraków, jakie na wodach szwedzkich ogłaszał jakiś czas temu gdyński nurek Tomasz Stachura.


Powojenne relikty do zbadania


U wybrzeży Trójmiasta jednak "języczkiem uwagi" są powojenne wraki. W kontekście zupełnie nieromantycznym, bez otoczki awanturniczej związanej z poszukiwaniem skarbów. Ich przyszłość za każdym razem rozstrzygana jest, gdy np. polskie porty planują swoją rozbudowę i wyjście w głąb akwenu. Taka będzie też perspektywa rozbudowy Portu Północnego w Gdańsku oraz w przypadku budowy Portu Zewnętrznego w Gdyni. Każda taka inwestycja wymaga kosztownych badań archeologicznych i decyzji, co z wrakami lub pozostałościami po nich zrobić, aby nie tylko nie stanowiły przeszkody nawigacyjnej, ale także nie przeszkadzały w zalądowieniu terenu np. pod terminale przeładunkowe.
- Zasady są takie, że przy budowie np. portu obowiązkowo należy ocenić podwodny obszar dna, na którym infrastruktura powstaje, pod kątem dziedzictwa kulturowego. Gdy DCT (terminal kontenerowy w Gdańsku) się rozbudowywał, prowadzono tam pomiary, które służyły przygotowaniu materiału badawczego, skatalogowaniu tego co na terenie jest, przeprowadzeniu badań geofizycznych: zdjęć sonarowych, pomiarów magnetometrycznych – opowiada prof. Leszek Łęczyński, geolog morza z Wydziału Oceanografii i Geografii Uniwersytetu Gdańskiego.
 
Te wyniki trafiały właśnie do oceny archeologicznej Iwony Pomian z Muzeum Morskiego w Gdańsku, strażniczki morskiego dziedzictwa podwodnego.


Czas na naprawę zaniechań

 
Wśród reliktów powojennych szczególnie ważne są: statek ewakuacyjny Wilhelm Gustloff, Steuben i Goya, ale także tankowiec Franken i wreszcie statek szpitalny Stuttgart. Dla badaczy, archeologów, ale też ekologów zwłaszcza ten ostatni stanowi wyzwanie. Pozostałości po nim to głównie paliwo zalegające na dnie.
- W marcu bieżącego roku prowadziłem eksplorację, byłem na wraku statku Stuttgart, zatopionym na głębokości ok. 22 m na kierunku wejścia do portu w Gdyni. Zwykle, gdy pobieramy w rejonie jego występowania jakieś próbki osadów dennych, wylewa się z nich mazut. O tym wraku mówi się od dawien dawna – opowiada nam prof. Prof. Leszek Łęczyński

Już dr inż. Benedykt Hac z Instytutu Morskiego w Gdańsku alarmował, że paliwo z wraku rozlało się na powierzchni ok. 40 ha. (fot. materiały Instytutu Morskiego).


Jak mówi naukowiec, były różne pomysły, co z tymi pozostałościami wraku zrobić tj. albo go zasypać gruntem piaszczystym w całości, albo oczyścić ten osad z mazutu, zabezpieczyć skutecznie izolującą od środowiska morskiego substancją lub innym preparatem chemicznym, który go zwiąże i przynajmniej przez jakiś czas da pewność, że nie będziemy obawiali się wycieków, a co za tym idzie zanieczyszczenia wodnego środowiska.

Jak wyjaśnia Urząd Morski w Gdyni, całe paliwo z wraku wyciekło podczas jego „rozbiórki". Jest to paliwo ciężkie, które zalega na dnie. Mamy do czynienia z warstwą gruntu przesiąkniętą paliwem i przykrytą osadem (rozlew jest stabilny i nie obserwuje się skażenia w toni wodnej), jak relacjonuje Magdalena Kierzkowska, rzecznik prasowa Urzędu Morskiego w Gdyni.

Jak mówi Kierzkowska, ostatnie kompleksowe badania na wraku statku Stuttgart przeprowadzone były w 2015 r. przez Instytut Morski w Gdańsku. Dodatkowe badania Instytut Morski obecnie Uniwersytetu Morskiego w Gdyni przeprowadził w czerwcu i lipcu ubiegłego roku.
- Problem wraków wojennych nie jest nowy, ale fizyki nie oszukamy. Z czasem podwodne konstrukcje będą się samoistnie rozpadały lub będą podejmowane przez nurków. A to co pod nimi jest, będzie się wydostawało. Z problemem statku Stuttgart nie radzimy sobie od zawsze. Tj. od 1943 roku, gdy został zbombardowany przez Amerykanów w porcie. Został celowo wyholowany na 22 m głębokości i tam zatopiony. Po II wojnie światowej, gdy Rosjanie praktycznie decydowali o naszym podbrzeżu, pozyskiwano z wraków metal. I od tego czasu mazut i inne paliwa występujące w osadach morskich są wielkim zagrożeniem środowiskowym mogącym oddziaływać na ludzi – uważa prof. Łęczyński
 

Uporządkować prawo, zwiększyć nadzór

 
Aktualnie legislator konsultuje projekt ustawy, która ma uporządkować przepisy dotyczące eksploatacji dna Bałtyku, zebrać wszystkie obowiązujące przepisy w jednym miejscu, rozbudować nadzór nad badaniami i poszukiwaniami podwodnymi. Większe uprawnienia kontrolne i wydawanie pozwoleń dla profesjonalnych ekip badawczych mają mieć urzędnicy Urzędu Morskiego, ale i z ministerstwa. Ograniczony ma być – z uwagi na sytuację geo-polityczną – dostęp do akwenów polskich dla badaczy i poszukiwaczy z innych krajów. Prace podwodne mają być sprofesjonalizowane i kontrolowalne. Tyle intencje autorów projektu ustawy. W pracach tych uczestniczy także Urząd Morski w Gdyni. Teraz ma być zatem większa kontrola nad pracami podwodnymi, w tym nad rozbudową portów.
- Aktualnie są przygotowywane także kompleksowe badania obszaru rozlewu w ramach projektu „Rozpoznanie i ewentualna neutralizacja materiałów niebezpiecznych zalegających na dnie Morza Bałtyckiego w wybranych lokalizacjach". Będą one realizowane w roku 2025 i mają odpowiedzieć między innymi na pytanie o dalszy sposób postępowania z tym zanieczyszczeniem – zapewnia Kierzkowska.
Obszar akwenu Bałtyku i terenów nadmorskich ma więcej miejsc wymagających pogłębionej oceny archeologicznej. Takim obszarem jest np. Zalew Wiślany.
- Mamy archiwalne filmy i zdjęcia z 1945 roku, gdy z rejonu Prus Wschodnich i Królewca m. in, do statku Goya ewakuowali się po zamarzniętej tafli lodu Niemcy, do których rosyjscy lotnicy strzelali jak do kaczek. Ginęli ludzie, topiły się ciężarówki, wozy konne i obecnie na dnie zalewu zapewne jest wiele obiektów archeologicznych do badania – zdradza nam profesor.
A jak mówią badacze, takie badania nigdy tam nie były prowadzone, także przy realizacji przekopu Mierzei Wiślanej. Teraz ma być wszystko według prawa i procedur. I ma tego dopilnować Urząd Morski.


Każdorazowe zejście po próbki na dno Bałtyku do pozostałości wraku Stuttgart pokazuje, że problem mazutu zalegający na dnie wymaga pilnego rozwiązania (fot. prof. Leszek Łęczyński)

  • ikonaOpublikowano: 10.08.2024 09:38
  • ikona

    Autor: Małgorzata Kaliszewska (malgorzata.kaliszewska@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 13.08.2024 13:06
  • ikonaZmodyfikował: Małgorzata Omachel - Kwidzińska
ikona

Zobacz także