Kultura

„Gdynia zawsze jest inna, kiedy tu wracam”. DK Welchman i jej nieoczywiste odkrycia

DK Welchman na planie filmowym. Fot. Kacper Romaniuk / Breakthru Productions

DK Welchman na planie filmowym. Fot. Kacper Romaniuk / Breakthru Productions

DK Welchman, reżyserka i producentka takich filmów jak „Twój Vincent” i „Chłopi” od kilkunastu lat mieszka w Gdyni. Gdzie szuka inspiracji? Czym wciąż zadziwia ją nasze miasto? I jaką bohaterką filmową byłaby Gdynia?


Ma pani za sobą same sukcesy. „Twój Vincent” walczył o Oscara, a „Chłopi” byli polskim kandydatem do tej prestiżowej filmowej nagrody. Czy czuje się pani spełniona? 

Jeden Oscar już w domu jest, bo przecież mój mąż Hugh Welchman zdobył tę nagrodę w 2008 roku za krótkometrażowy film „Piotruś i wilk”. Przyznam, że ten widok bywa czasami frustrujący, bo to jednak nie moja statuetka. Do spełnienia więc trochę jeszcze mi brakuje.

Chciałabym zrealizować jeszcze kilka projektów, które od zawsze siedzą w mojej głowie. Coraz częściej myślę o stworzeniu czegoś  dodatkowego, w osobnym trybie – o fabule bez animacji, tak, żeby trochę podkręcić tempo produkcji.

Oscar w domu może irytować, ale z drugiej strony to widoczny znak, że jest do zdobycia.

To prawda. Przypomina też o tym, jak wiele trzeba włożyć pracy, żeby stworzyć produkcję, która będzie wyjątkowa i na niezwykłym poziomie.



Prace nad „Twoim Vincentem” trwały siedem lat, a nad „Chłopami” pięć. Dlaczego tak długo? 

„Twój Vincent” był pierwszą produkcją pełnometrażową w technice animacji malarskiej. To prawda, pracowaliśmy nad tym filmem 7 lat. Czy mogliśmy sobie odpuścić? Pójść na pewne kompromisy? Pewnie tak. Kiedy jednak patrzę na Oscara mojego męża, przypominam sobie, żeby pracować jeszcze ciężej i ciężej. To jest ogromna motywacja.

Prace nad naszymi produkcjami trwają tak długo, dlatego że de facto powstają dwa filmy. Najpierw kręcimy film fabularny, który poprzedzony jest procesem przygotowawczym, potem wchodzimy na plan, trwa okres zdjęciowy, a następnie film trafia do montażowni i gdy jest skończony, wtedy przejmuje go kolejna ekipa. Artyści malują kadr po kadrze, dochodzą prace animacyjne, postprodukcja - to kolejne lata pracy - dlatego to tak długo trwa i kosztuje tyle pracy.
Mamy więc dwa budżety, dwie zupełnie inne ekipy filmowe, bo jedna pracuje przy zdjęciach, a druga przy animacji i te dwa zupełnie inne światy musimy ze sobą połączyć. 

kadr z filmu "Chłopi"
Kamila Urzędowska (w roli Jagny) i Mirosław Baka jako Maciej Boryna, fot. Michał Długołęcki

Nie miała pani kryzysów podczas długoletniej pracy nad jednym projektem?

Po „Chłopach” przeżyłam załamanie psychiczne. Ciężko przeżyłam końcówkę prac nad tym obrazem, ale też zamieszanie i negatywną energię, która wybuchła wokół filmu po jego premierze, bardzo niesprawiedliwą i bolesną. Myślałam wtedy: „Czy to na pewno tego warte?”.  Ale była też szczera i czysta reakcja widowni. Prawie 2 mln widzów w Polsce. Niesłychana miłość do tego filmu i zachwyt ludzi. 15 nagród publiczności - spotkania z widownią, przede wszystkim z młodymi ludźmi, dla których ten film tak dużo znaczył. Widziałam, jak reagowali, mówili, ile razy widzieli „Chłopów”  i jak ten film był dla nich ważny. Patrząc na twarze młodych ludzi poczułam, że jednak to, co robimy jest ważne i istotne i nie można się poddawać hejterom.

Z kolei „Twój Vincent” był moim pierwszym filmem pełnometrażowym, a dostał nominację do Oscara, osiągnął ogromny sukces na arenie międzynarodowej. Młodzi ludzie, patrząc na mnie, poczuli, że to, co mi się przytrafia nie jest bajką. Zobaczyli, że nie musi za tobą stać wielkie studio, żeby sięgać po najbardziej prestiżowe nagrody. Przekonali się, że wszystko jest do osiągnięcia, trzeba tylko głęboko wierzyć w swój projekt i mieć na niego pomysł i dużo serca. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nasz wyjątkowy, ale też szalenie pracochłonny i kosztowny sposób robienia filmów - ma jednak niezaprzeczalną wartość i wyjątkowość, której nie da się podrobić.

W końcu przepracowaliśmy ten temat z Hugh i stwierdziliśmy, że nie można porzucić „naszego robienia” filmów, tylko dlatego, że jest się zmęczonym czy sfrustrowanym.

Razem z mężem wybieracie na bohaterów swoich filmów outsiderów, odmieńców, niepasujących do otaczającego świata.

Tacy bohaterowie fascynują mnie i inspirują. Myślę, że filmy robi się trochę o sobie, a w takich odklejonych bohaterach jest dużo ze mnie.

Opublikowała pani na Instagramie post, że pracuje nad sekretnym projektem. Czy może pani zdradzić trochę więcej?

Mogę na razie powiedzieć tylko tyle, że będzie to produkcja fabularna, pełnometrażowa, aktorska, bez malowania. Jest mi chyba potrzebny film, w którym będę mogła zrealizować energię twórczą i skonfrontować ją z widzem „szybko”, czyli w ramach powiedzmy roku, półtora, a nie 5-7 lat. Ta fabularna produkcja ma być tylko oddechem, odskocznią, ale potem wracamy do naszych "szalonych” produkcji.

Malarka przy pracy
Malarka przy pracy podczas filmu "Chłopi", fot. Breakthru Films

Gdyby mogła pani nakręcić film o naszym mieście, to jaką Gdynia byłaby bohaterką?

Gdynia byłaby bohaterką silną, o bardzo mocnym temperamencie, nieoczywistą. Ale też zmienną. Myślę, że Gdynia byłaby Jagną. Młodą, wolną i otwartą. Często podróżuję i częściowo mieszkam w Anglii i za każdym razem, gdy tu wracam,  odkrywam coś nowego. Największym odkryciem jest to jak bardzo się zmienia. Gdynia za każdym razem jest inna, kiedy tu wracam.

Gdzie szuka pani inspiracji?

Inspirują mnie lasy. Spacery z moimi ukochanymi psami po gdyńskich lasach zawsze przynoszą mi dużo pomysłów. Lubię też wędrówki po mojej dzielnicy – Kamiennej Górze w poszukiwaniu ciekawych domów, a gdy jestem na plaży w Babich Dołach czuję się tak jakbym była w Chorwacji. No i uwielbiam Gdynię jesienią. Ma wtedy tyle kolorów, liści, jest ciszej, spokojniej – miasto wraca do swojego pozasezonowego rytmu. No i plaża miejska otwiera się dla piesków, co moja trójka wariatów bardzo docenia.

ikona