Jak pracuje Urząd Miasta Gdyni i miejskie jednostki w majowy weekend? Sprawdź komunikat dla mieszkańców
Cutty Sark 2003

Ciekawostki i anegdoty

  • Największym żaglowcem, który uczestniczy w gdyńskim zlocie był "Siedow" - jego całkowita długość - 121,60 m . To aktualnie największy żaglowiec na świecie.

  • Jednym z najstarszych żaglowców, uczestniczących w zlocie jest bark "Aleksander von Humboldt" o charakterystycznym zielonym kadłubie i zielonych żaglach - zbudowany w 1906 r.

  • Zupełnie wyjątkowym żaglowcem był bark "Lord Nelson", pierwszy na świecie zaprojektowany z myślą o osobach niepełnosprawnych. Mogą oni stanowić aż połowę 50 - osobowej załogi. Żagle obsługiwane są automatycznie, specjalne windy wciągają na reje wózki inwalidzkie, niesłyszących budzą na wachty specjalne alarmy, a niewidzący mogą sterować dzięki kompasowi akustycznemu. To jeszcze nie wszystkie rozwiązania. Na tym żaglowcu każde zadanie może być wykonane przez każdego. Od 1986 r., kiedy został zbudowany do dziś żeglowało na nim ponad 20 tys. osób w wieku od 15 do ponad 70 lat.

  • Fregata - "Dar Młodzieży" była trzecim w historii polskiego szkolnictwa morskiego żaglowcem po "Lwowie" (lata 1920 - 30), i "Darze Pomorza"(lata 1930 - 81). Od 1981 r na "Darze Młodzieży" szkolą się przyszli nawigatorzy z Akademii Morskiej w Gdyni i Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie.

  • Bark "Cuauhtemoc" - to meksykański żaglowiec szkolny, którego załoga z pewnością zrobiła furorę podczas parady - niemal w komplecie stojąc na rejach.

  • Fregata "Dar Pomorza" od 1981 r - muzeum, odwiedzane rocznie przez 150 - 200 tys. osób. Pierwszy polski żaglowiec, który uczestniczył w Operacji Żagiel - największych, prestiżowych regatach świata w 1972 r. Debiutant, nieoczekiwanie dla wszystkich zwyciężył, wyprzedzając w wyścigu niemiecki bark "Gorsch Fock" o... 4 metry. Przez pokład "Daru Pomorza" w ciągu 61 lat jego służby przewinęło się ponad 14 tys. słuchaczy szkół morskich. W salonie komendanta byli gośćmi m.in. Eugeniusz Kwiatkowski, św. Maksymilian Kolbe, dyplomaci, arystokraci różnych nacji, artyści. Najpopularniejszy polski marynista kpt. Karol Olgierd Borchardt przez kilka lat pełnił na "Darze" funkcję oficera nawigacyjnego.

Anegdoty kapitana Leszka Wiktorowicza
prezydenta STAP, komendanta "Daru Młodzieży"



***
To był rejs Daru Młodzieży dookoła świata w latach 1987 - 88.
Po wyjściu z Rio w Południowej Ameryce byliśmy już na środku Oceanu Atlantyckiego. Godzina 2 .00 w nocy, płynęliśmy pod pełnymi żaglami. Ni stąd ni z owąd potężnie dmuchnął wiatr, tak zwany biały szkwał - wyjątkowo gwałtowny i silny. Cała załoga stanęła przy żaglach. Niestety - z siedmiu zostały strzępy...
To były bardzo dramatyczne chwile. Ale udało nam się wyjść z opresji.
Kiedy już uporaliśmy się z najgorszym - wynurzył się z kabiny, rozespany Tony Halik - nasz specjalny pasażer, znany podróżnik i dziennikarz telewizyjny. Obudziły go jakieś hałasy. Gdy dowiedział się, co się stało - powiedział: panie kapitanie, czy możecie jeszcze raz powtórzyć tę akcję, chciałbym ją nakręcić na taśmie... Niestety, nie mogłem i raczej nie chciałbym nigdy powtórzyć tego, co tuż przed chwilą przeżyliśmy.
Do dziś nie jestem pewien, czy Tony żartował, czy naprawdę sądził, że powtórka jest możliwa...

***
Podczas okołoziemskiego rejsu Daru Młodzieży mieliśmy na trasie Sydney. Wpłynęliśmy do portu na pełnych żaglach i zrobiliśmy duże wrażenie! Mieszkańcy i turyści tłumnie przybyli na keje, by obejrzeć i zwiedzić naszą fregatę. Także kapitanowie innych żaglowców.
Po paradzie , wieczorem kapitan żaglowca australijskiego Leeuwin - wielkości naszej Iskry czy Pogorii zaprosił mnie i kilku oficerów na pokład swego statku. Posiedzieliśmy, pobiesiadowaliśmy, zrobiła się noc. Około godziny drugiej postanowiliśmy wracać na "Dar". Ha, ale o tej porze przejście z nabrzeża, przy którym cumował Leeuwin, do naszej fregaty było zamknięte, dokładniej - zagrodzone płotem z metalowej siatki. Czekał nas więc dość długi spacer okrężną drogą, przynajmniej 1,5 km. Ale kapitan gościnnego żaglowca wpadł na lepszy pomysł. Zawołał swego cieślę statkowego i polecił mu... wyciąć nożycami do metalu dziurę w płocie, przez którą swobodnie przedostaliśmy się i po minucie byliśmy już na pokładzie Daru Młodzieży. Rano zaś przybyła delegacja z Leeuwina z... oprawioną w ramę dziurą w metalowej siatce. Ta dziura wisi do dziś na honorowym miejscu na "Darze"!

***
To był "czarny piątek" - 4 marca 1988 r. Płynęliśmy Darem Młodzieży z Australii do Ameryki. Pod pełnymi żaglami pokonaliśmy dystans dzielący Sydney od Przylądka Horn ( najbardziej wysunięty na południe cypel kontynentu południowo amerykańskiego). Przechyły dochodziły do 60 st. Fale wdzierały się na pokład. Trudno było utrzymać się na nogach. No i były ofiary - ja złamałem sobie dwa żebra. Także płynący z nami profesor Kazimierz Krajka, który pełnił rolę naszego okrętowego lekarza. Jedna z potężnych fal "wpadła" przez niedomknięte drzwi do wnętrza statku. To było co najmniej kilka ton wody!
Ale dwa dni później - kiedy dosłownie byliśmy tuż, tuż obok Przylądka Horn, opromienionego bardzo złą sławą - sztormowa pogoda radykalnie się zmieniła. Wyszło słońce i z odległości 1 mili mogliśmy podziwiać groźną urodę przylądka, który zwykle tonie w mgłach. A nasza 174 osobowa załoga dołączyła do ekskluzywnego Bractwa Cap Hornowców.

  • ikonaOpublikowano: 10.10.2006 00:00
  • ikona

    Autor: Lidia Rumel-Czarnowska

ikona

Najnowsze