Zadano mi pytanie, jaka powinna być współczesna powieść o Gdyni – gdyby dzisiaj powstawała. Po pierwsze – trudno napisać powieść o mieście jako takim. James Joyce unieśmiertelnił Dublin po wiek wieków – ale nie dlatego, że pisał o Dublinie jako takim, lecz z tej prostej przyczyny, iż powikłane i meandryczne losy swoich bohaterów umieścił niezwykle precyzyjnie w topografii miasta. Dublin jest w Ulissesie zarówno labiryntem, jak kosmosem. Zapachy, odgłosy, pejzaże miasta z bliskiej i dalekiej perspektywy – wszystko to tworzy w jego powieści niezwykle gęstą fakturę. Tło, które w ostatecznym rachunku – staje się samoistną wartością. Tak zatem byłby to pierwszy element, jaki chciałbym napotkać w takiej powieści. Drugim byłaby odwieczna gra z losem. Gdynia – trochę jak Łódź w Ziemi obiecanej – była miastem przyciągającym ludzi zewsząd: w poszukiwaniu pracy, chleba, zysku, kariery, miejsca do życia. Będąc wielkim narodowym – i udanym przedsięwzięciem – jednym pozwalała odnosić sukcesy, innym przynosiła rozczarowania, jeśli nie fatalne porażki. Powieść musiałaby cały ten splot interesów, dramatów i namiętności – doskonale wyważyć, tak aby pokazać kontrasty społeczne bez ideologicznych naklejek. Niewątpliwie najtrudniejszy byłby wątek historyczny – kontekst decyzji o budowie miasta i portu, wymuszony przez niemiecką obstrukcję – ale też – podjęty przez całe niemal społeczeństwo II RP z niekłamanym entuzjazmem. W tle mamy przecież budowę Centralnego Okręgu Przemysłowego (Mościce, Stalowa Wola), słowem próba wybicia się Polski na nowoczesność – przerwana dramatycznie przez wojnę. Wielkiej trzeba by maestrii, by nie popłynąć w stronę produkcyjniaka, dyskretnie zaznaczając akcenty: powstawała flota wojenna, handlowa, kursowały transatlantyki... Rzecz jasna powieść musiałaby obejmować wielkie wygnanie (czyli wysiedlenia Gdynian z ich domów, mieszkań przez Niemców) i dramatyczne powroty – bo Gdynianie powracali do swoich siedzib, ale Polska była już zupełnie inna, niew pełni nasza, nie taka, na jaką czekali – walcząc, cierpiąc, próbując przeżyć. Na pewno nie powinna być to opowieść heroiczna – któż by to dzisiaj chciał czytać? Rolę głównej postaci zaserwowałbym dla kobiety. Gdynia – przy Sopocie i Gdańsku – jest przecież rodzaju żeńskiego. Ostatecznie powinna to być długa historia miłosna z labiryntem miasta i historią w tle. Może nawet nieco szalona, wkraczająca w finale w nasz, XXI wiek. Paweł Huelle - pisarz, redaktor naczelny kwartalnika artystycznego „Bliza”, kierownik literacki Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza. Fot. M. Morawska. Opublikowano: 30.01.2014 12:35 Autor: Administrator