PKO Gdynia Półmaraton 2025 – zmiany w organizacji ruchu
Komunikaty dla mediów

Ćwierć wieku na scenie. Jubileusz Grzegorza Wolfa

Grzegorz Wolf na scenie Teatru Miejskiego w Gdyni // fot. Kamil Złoch / Teatr Miejski w Gdyni

Grzegorz Wolf na scenie Teatru Miejskiego w Gdyni // fot. Kamil Złoch / Teatr Miejski w Gdyni

Jako dziecko chciał być jak Krzysztof Krawczyk, ale później pokochał teatr. To, że jego miejsce jest na scenie, zrozumiał w liceum. I uparcie dążył do celu. To wszechstronny aktor, który pieczołowicie buduje postaci, w które się wciela. Na deskach Teatru Miejskiego występuje od ponad 20 lat. Możemy go oglądać m.in. w „Kursku”, „Prawieku i innych czasach”, „Znaczy kapitanie” czy „Śnieżce i krasnoludkach”. Mowa o Grzegorzu Wolfie, który w sobotę, 14 maja świętował jubileusz 25-lecia pracy artystycznej. Z tej okazji gratulacje złożył mu prezydent Gdyni Wojciech Szczurek.


Grzegorz Wolf świętował ćwierćwiecze pracy artystycznej rolą Ojca w „Pułapce” Tadeusza Różewicza w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Po spektaklu, którego pokaz odbył się w sobotę, 14 maja w Teatrze Miejskim, współpracownicy oraz widzowie złożyli aktorowi życzenia. Pogratulował mu również Wojciech Szczurek – prezydent Gdyni.

– Dorobek pana Grzegorza Wolfa jest imponujący, godzien najwyższego uznania i podziwu. Niech to ćwierćwiecze będzie szczęśliwym etapem na dalszej artystycznej drodze, którą wytyczą nowe role – mówił prezydent Gdyni.

Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek złożył gratulacje Grzegorzowi Wolfowi, który swiętował 25-lecie pracy artystycznej // fot. Kamil Złoch / Teatr Miejski w Gdyni

Jak aktor ocenia swój dotychczasowy dorobek? Jaka była jego droga do aktorstwa? O tym opowiedział w rozmowie z naszym portalem.

– Scena jest częścią mojego życia. Bywało różnie – dramatycznie, śmiesznie, twórczo, a czasami jałowo, stagnacyjnie. Od jakiegoś czasu mam bardzo fajny, twórczy czas, z czego się cieszę. Świętuję 25-lecie pracy artystycznej, ale zacząłem trochę wcześniej. Jednak w międzyczasie doświadczyłem bezrobocia, czyli najczarniejszego odcienia tego zawodu. Dlatego nie projektuję sobie dalekosiężnej przyszłości i nie zagłębiam się w przeszłość – mówi Grzegorz Wolf, aktor Teatru Miejskiego w Gdyni.

Sztuka przyciągała go od najmłodszych lat. Na początku zafascynował go Krzysztof Krawczyk. Jednak to nie muzyczna ścieżka była mu pisana. Na artystyczną drogę wszedł w liceum. To tam zaczęła się jego przygoda z teatrem.

– Moje życie jest pewnego rodzaju paradoksem. Kiedy miałem 7 czy 8 lat, sąsiadka zapytała mnie: Grzesiu, a kim ty byś chciał być w przyszłości? Odpowiedziałem jej, że chciałbym być Krzysztofem Krawczykiem. Dlaczego? Bo wychodzi na scenę, śpiewa, ma furę pieniędzy i ładne panie z nim występują. Natomiast kiedy miałem 15 czy 16 lat Krzysztof Krawczyk definitywnie wyparował mi z głowy. Poszedłem do ogólniaka, ale nie dostałem się do klasy humanistycznej i wpakowali mnie do mat.-fizu. Tenże mat.-fiz w VI Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku został objęty opieką artystyczną przez Centrum Edukacji Teatralnej Dzieci i Młodzieży. To była taka instytucja, która mieściła się w Gdańsku, związana z Teatrem Wybrzeże. Dyrektorką była Józefa Sławucka. W ramach zajęć przygotowywaliśmy spektakle na podstawie scenariuszy, które opracowywało Centrum Edukacji Teatralnej. Mnie się to strasznie podobało. W wakacje były obozy teatralne. Muszę wspomnieć tu o wielkiej postaci, jaką był Florian Staniewski – aktor Teatru Wybrzeże. On był naszym pierwszym mentorem. Po roku musiałem się przenieść z mat.-fizu do klasy ogólnej. Skończyłem liceum, ale już wiedziałem, że będę próbował się dostać do szkoły teatralnej – opowiada aktor.

Wolf zaczynał naukę aktorstwa w Studium Wokalno-Aktorskim w Gdyni. Po roku przeniósł się jednak do Wrocławia. I to tam ukończył szkołę teatralną.

– Po ukończeniu liceum przystąpiłem do egzaminu we Wrocławiu, ale w pięknym stylu go oblałem. I wtedy moja ciotka mi powiedziała, że w Gdyni działa Studium Wokalno-Aktorskie. To było w 1989 roku. Przystąpiłem do egzaminu – zatańczyłem, zaśpiewałem. Przyszedłem na część aktorską i miałem powiedzieć tekst, ale go zapomniałem. Zalałem się potem na tej scenie i nagle wszystko sobie przypomniałem. Ta pauza emocjonalna, to dramatyczne poszukiwanie tekstu spowodowało, że jakaś prawda się objawiła. Komisji się to spodobało i mnie przyjęli. Tam byłem przez rok. Musical – uświadomiłem sobie – nie jest moją miłością. Po roku przystąpiłem do egzaminu do szkoły teatralnej we Wrocławiu. Tym razem go zdałem – mówi Wolf.

Aktor najpierw występował w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Potem przeniósł się do Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, gdzie spędził dwa lata. Następnie przez rok pracował w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Od 2000 roku jest aktorem Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza.

– Toruń był super. Krzysiek Warlikowski powiedział mnie i mojemu kumplowi, że Krystyna Meissner potrzebuje ludzi. Zaproponował nam pracę. Robił wtedy „Kupca weneckiego” w Toruniu. Trafiłem tam i było fajnie, twórcza praca, świetny teatr, ale brakowało mi przestrzeni. Potem tak się złożyło, że na chwilę trafiłem do Łodzi. Zadzwoniłem do Jacka Chmienika, który w 1997 roku był szefem Teatru Nowego, że jestem zainteresowany pracą. Umówiliśmy się na rozmowę. Pan Jacek powiedział, że super, działamy, że od września praca. Dwa tygodnie później dostaję telefon. Pan Jacek Chmielnik dzwoni i przeprasza, mówiąc, że niestety nic z tego nie będzie, bo odebrali mu teatr, a cały zespół przechodzi do Teatru Powszechnego. To oznaczało, że musimy sobie szukać nowych posad. W 1998 roku mnie i mojej żonie urodziło się dziecko – Antonina. Dlatego zapukałem do pani dyrektor Julii Wernio, ale nie było łatwo. Trzy sezony współpracowałem z gdyńskim teatrem. W końcu pani dyrektor Julia Wernio przyjęła mnie na etat. I od tego czasu tutaj jestem. Mogę powiedzieć, że to moje miejsce – podkreśla aktor.

W gdyńskim teatrze aktor stworzył wiele wybitnych kreacji. Był m.in. Albinem w „Ślubach panieńskich” Fredry w reżyserii Doroty Kolak, Pierrem w „Kolacji dla głupca” Vebera w reżyserii Tomasza Mana czy Remusem w „Przygodach Remusa” Majkowskiego w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Obecnie niemal co wieczór wciela się w inną postać. To Dimitrij w „Kursku”, żołnierz carski Andrij w „Prawieku i innych czasach” czy Niedźwiedź w „Śnieżce i krasnoludkach”. Które role były dla niego przełomowe?

– Zdarzały się takie role, o których jednoznacznie mogę powiedzieć, że były przełomowe, ponieważ poruszyły jakiś mechanizm, sposób myślenia. Najistotniejszy dla mnie był „Transatlantyk” Gombrowicza – to po pierwsze. Potem „Kamienie w kieszeniach”, które zagrałem z Piotrem Michalskim. Dostałem za to nagrodę od prezydenta. I wtedy powiedziałem, że ta praca to były takie teatralne rekolekcje. Cofała nas – i mnie, i Piotra – gdzieś do podstaw, do pierwszego roku szkoły teatralnej, do elementarnego zadania aktorskiego i uczciwej relacji między ludźmi. W 2011 roku był mój monodram „Seks, prochy i rock and roll”. To był przełom, ponieważ nigdy w życiu nie robiłem monodramu, a tutaj przez półtorej godziny musiałem zderzyć się z widzem, tak naprawdę, zachowując formę narzuconą przez reżyserkę. Musiałem utrzymać konsekwencję, intensywność i jednocześnie jakąś uczciwość. Kolejna rzecz to była rola u Krzyśka Babickiego w „Idąc rakiem”. Grałem tam Żyda – Dawida Frankfurtera. Ja sobie eksperymentowałem na tej postaci. Widz pewnie nie widział żadnych różnic. Tylko ja wiedziałem, psychologicznie podchodząc do tej postaci, co tam wkładałem, co wyciągałem, jak próbowałem przeprowadzić ją przez jakiś rodzaj szaleństwa obłędu, lęku, strachu. Powiem też o dwóch ważnych rolach – księdzu Piotrze i Guślarzu w „Dziadach” u mojego dyrektora Krzysztofa Babickiego. Tam bardzo uczciwie – przede wszystkim wobec samego siebie – zacząłem się rozprawiać ze sobą. Dużo mnie kosztowała ta postać i otworzyła drzwi do otchłani. No i teraz „Pułapka”, którą żyjemy, to jest konsekwencja, krok dalej po tych „Dziadach”. To pytanie siebie: Kim jestem? Skąd przychodzę? Dokąd zmierzam? Nie chcę hamletyzować, ale u każdego się kiedyś włącza widmo finiszu – mówi Grzegorz Wolf.
Grzegorz Wolf w monodramie "Seks, prochy i rock and roll"// fot. Joanna Siercha

Grzegorz Wolf nie tylko występuje na teatralnej scenie. Zagrał też w kilku i filmach i serialach. Można go było zobaczyć m.in. w „Reichu”, „Klanie”, „Lokatorach”, „Na Wspólnej”, „Wróżbach kumaka”, „Czarnym czwartku”, „Prawie Agaty”, „Rojście '97” czy „Chemii”. W maju br. fani aktora będą go mogli zobaczyć w nowej produkcji – serialu „Minuta ciszy”.

Jak mówi, praca na planie jest specyficzna, ale lubi ją tak samo jak występy na scenie.

– To jest niby taka sama praca, ale zupełnie inna. Scenariusz to baza wyjściowa. Wchodzi się na plan i z tego półproduktu zaczyna się budować bohatera. Trzymając się historii, która jest napisana, na planie można wyciągnąć z bohatera zupełnie inne rzeczy. To z głównej mierze robota improwizacyjna. Mamy konstrukt, na którego bazie musimy złożyć klocki, żeby wszystko się zgadzało – mówi aktor.

Wolf jest również wykładowcą w Studium Wokalno-Aktorskim im. Danuty Baduszkowej. Ta praca sprawia mu satysfakcję i przyjemność.

– Nieżyjący już Maciej Korwin zaproponował mi pracę w Studiu Wokalno-Aktorskim. Ucieszyłem się, bo czułem, że kręci mnie taki rodzaj patrzenia, konstruowania czy pracy z zewnątrz. Mnie to kręciło od czasów szkoły teatralnej. Kiedy dostałem pracę w szkole, byłem w siódmym niebie i tak jest do tej pory. To już piętnasty rok. Jestem zachwycony tą pracą. Dużo dostaję od młodzieży, którą uczę. To znaczy inspiruję się nimi. Przede wszystkim wrażliwość i wyobraźnia innych, moich studentów, daje mi kopa do trochę innego myślenia – podkreśla Grzegorz Wolf.

Aktor ma na swoim koncie kilka nagród i wyróżnień. W 2004 roku otrzymał nagrodę prezydenta Gdyni z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru – za rolę Widma niemego w „Dziadach”. Z kolei w 2014 roku prezydent Gdyni wyróżnił go za rolę Ferdynanda Aragońskiego w spektaklu „Joanna Szalona; Królowa” Jolanty Janiczak. Rok później dostał nagrodę dyrektorów Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. W 2016 roku przyznano mu honorową odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. W 2017 i 2019 roku ponownie otrzymał nagrody prezydenta Gdyni. Pierwszą za rolę wodza Bromdena w spektaklu „Lot nad kukułczym gniazdem” w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Drugą nagrodę dostał za role Guślarza i księdza Piotra w „Dziadach”. W 2021 roku trafiła do niego nagroda dyrektorów Teatru Miejskiego w Gdyni – za rolę Atosa w „Trzech muszkieterach” Marty Guśniowskiej w reżyserii Rafała Szumskiego.

Komu aktor chciałby podziękować z okazji 25-lecia pracy artystycznej?

– Moja żona Gosia oraz córki – Tosia i Hania to osoby najbliższe, dzięki którym jestem w takiej kondycji, w jakiej jestem. Działam twórczo. I za to im dziękuję. A tu, w teatrze, jest mój drugi dom. To jest moja rodzina, oni wszyscy. Szczerze ich kocham, choć czasami ich nie cierpię. Kocham Was, Teatr Miejski w Gdyni, wszystkich – cały personel, całą ekipę. Dzięki serdeczne, że możemy się spotykać – mówi aktor.

Grzegorz Wolf // fot. Piotr Manasterski

Grzegorz Wolf
urodził się w 1970 roku w Gdańsku. Jest cenionym i lubianym przez publiczność artystą. Wspólnie z zespołem Teatru Miejskiego życzymy jubilatowi wielu nowych wyzwań, sukcesów artystycznych, samorealizacji i zadowolenia z obranej drogi życiowej.

  • ikonaOpublikowano: 16.05.2022 15:25
  • ikona

    Autor: Magdalena Czernek (magdalena.czernek@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 16.05.2022 15:37
  • ikonaZmodyfikował: Agnieszka Janowicz
ikona