2014

sobota 8 marca - program

DUŻA SALA, DZIEŃ GÓR, PODRÓŻY, WODY I WYCZYNU

Sobota, 8 marca 2014 r.

9.30 - 13.05 BLOK V

Wojciech Stolarczyk, Krzysztof Mroszczak, Szymon Pietrowski
Karpackie wyzwanie

Trzech przyjaciół, ponad dwa tysiące kilometrów pieszej wędrówki i blisko tysiąc kilometrów w kajaku. Efekt? Najszybsze w historii przejście Łuku Karpat (w 47 dni), po raz pierwszy połączone także ze spłynięciem „cięciwy" (w 10 dni), czyli odcinka Dunaju łączącego oba krańce tych, być może, najbardziej tajemniczych i dzikich gór Europy. A po drodze? „Próbując utrzymać się na grzbiecie Gór Vrancei jak na karku rozjuszonego byka, przeklinamy rumuńską kartografię lat siedemdziesiątych. Poddajemy się. Zrzuca nas do doliny. Z planowanych 45 kilometrów robi się 60 kilometrów. Z planowanych ośmiu godzin snu - pięć. Ale spokojnie, przed nami jeszcze 1200 kilometrów do mety. Nadrobimy".


Dobrochna Nowak, Szymon Kuczyński
Zew oceanu. Łupinką przez Atlantyk

Czy studentka i kurier rowerowy mogą być właścicielami oceanicznego jachtu? Czemu nie! Zwłaszcza, gdy zbudują go sami, nie zrażając się tym, że początkowo za stocznię musi im służyć 18-metrowe, wynajmowane mieszkanie, jakieś 500 kilometrów od najbliższego morza. Dla pary żeglarzy ukończenie 5-metrowej sklejkowej „Lilla My" było jednak dopiero początkiem przygody. Szymon najpierw przepłynął na niej samotnie z Portugalii na Karaiby, tam dołączyła do niego Dobrochna, a po trzech miesiącach włóczęgi po tropikalnych wyspach wspólnie pożeglowali z powrotem do Europy. Zbudowana na krakowskim Kazimierzu łupinka stała się w ten sposób najmniejszym polskim jachtem, który przepłynął Atlantyk, a warto dodać, że nie było na niej silnika. Zachęcony powodzeniem tego przedsięwzięcia Szymon Kuczyński, jesienią 2014 r. planuje wyruszyć w samotny rejs dookoła świata małym, 6-metrowym jachtem „Maxus 22" (projekt wyprawy jest nominowany do Nagrody im. Andrzeja Zawady).


Maciej Sodkiewicz
Arktyczny rejs do granicy lodu

Była sobota, 20 lipca, gdy dowodzony przez kpt. Macieja Sodkiewicza jacht przekroczył 82. równoleżnik, zostawiając za rufą przylądek Fligely na Wyspie Rudolfa - najbardziej na północ wysunięty skrawek lądu na szelfie kontynentalnym Europy. Niedługo potem, ostrożnie klucząc pomiędzy coraz gęściej rozsianymi bryłami lodu, stalowy kadłub „Barlovento II" osiągnął pozycję 82°10,554 N. Dalej na północ płynąć już się nie dało. To znaczy - jachtem. Bo załoga „Sekstant Expedition" zacumowała do kry lodowej i zwodowała dwa czerwone kajaki przywiezione z Polski. Nigdy dotąd polscy kajakarze nie pływali tak blisko bieguna. W trwającej 111 dni żeglarskiej wyprawie do rosyjskiej Arktyki zorganizowanej przez Sodkiewicza wzięło udział łącznie 41 osób. „Barlovento II" pokonał dystans prawie 8 tys. mil morskich, osiągnął rekordową dla polskiego jachtu szerokość geograficzną północną i dotarł do Ziemi Franciszka Józefa.


Ryszard Wojnowski, Daniel Michalski, Michał Kochańczyk
Jachtem „Lady Dana 44" przez Przejście Północno-Wschodnie

Siedmioosobowa załoga jachtu „Lady Dana 44" dowodzona przez kpt. Ryszarda Wojnowskiego dokonała w ubiegłym roku nie lada wyczynu: jako pierwsza w historii przepłynęła Przejście Północno-Wschodnie jachtem pod polską banderą. Trasa rejsu wiodła z Sopotu przez Bałtyk, Kanał Bałtycko-Białomorski, Morza: Białe, Barentsa, Karskie, Łaptiewów, Wschodniosyberyjskie, Czukockie oraz Beringa i dalej, przez północny Pacyfik, aż do Vancouver w Kanadzie. Łącznie 8890 mil morskich. Trudna sytuacja lodowa, która zmusiła załogę do przeczekania trzech tygodni w porcie Dikson, oraz informacje o zamarzających cieśninach Arktyki Kanadyjskiej uniemożliwiły żeglarzom realizację pierwotnego celu wyprawy: opłynięcia jachtem Bieguna Północnego podczas jednego sezonu. Oprócz kapitana w rejsie wzięli udział: Lech Romanowski, Daniel Michalski, Czesław Bajer, Paweł Ołdziej, Michał Kochańczyk i Michał Wojnowski.


Zbigniew Gutkowski
Północny Atlantyk na rekord

8 dni, 21 godzin i 8 minut wynosił do 2013 r. rekord świata ustanowiony przez Brytyjczyka Alexa Thomsona. W jakiej konkurencji? A co może zabrać tylko nieco ponad tydzień? Na przykład: samotne przejście jednokadłubowym jachtem z Nowego Jorku (latarnia Ambrose Light Tower) do Europy (linia łącząca przylądek Lizard w Kornwalii z Ile-d'Ouessant u wybrzeży Bretanii). Bagatela, jakieś 3 tys. mil morskich. Polak Zbigniew Gutkowski uznał jednak, że jak na taki dystans to i tak trochę za długo i na przełomie czerwca i lipca poprawił ten wynik o 1 godzinę i 18 minut. Jego rezultat został zapisany przez Światową Radę Rekordów Żeglarskich (WSSRC). Ale gdańszczanin, choć swój ambitny cel zrealizował, miał pecha. Niemal w tym samym czasie i z tym samym zamiarem w rejs przez północny Atlantyk ruszył Francuz Marc Guillemot.


Kazimierz, Nel i Noe Ludwińscy
Wyspa szczęśliwych dzieci

W tę historię aż trudno uwierzyć. Jest długa, niesamowita i prawdziwa. Kazimierz Ludwiński miał dwadzieścia kilka lat, gdy wraz z braćmi, Andrzejem i Piotrem, rzemieślniczą metodą zbudował katamaran żaglowy - „Wyspę szczęśliwych dzieci". Pływanie na nim bracia rozpoczęli w 1979 r. Stan wojenny zastał ich w Afryce Zachodniej. Zmienili plany i nie wrócili do kraju. Od tego czasu wiele się wydarzyło. „Wyspa" kilka razy przepłynęła Atlantyk, dobrze służyła braciom, w l. 90. zawinęła do Polski, gdzie przeszła generalny remont, aż w końcu w roku 2004 Kazimierz Ludwiński rozpoczął na niej podróż dookoła świata. Lecz to nie wszystko: w rejs, który - jak się potem okazało - miał trwać 9 lat, zabrał dwoje swoich dzieci. Nel miała wtedy zaledwie 6 lat, a Noe - 7 miesięcy! Ludwiński pełnił na jachcie rolę zarazem taty, mamy, nauczyciela, kucharza, szkutnika, elektryka i majtka pokładowego. Nie brakowało sztormów, strachu i łez, ale dominowała radość i piękno. Wspólnie przeżeglowali ponad 45 tys. mil morskich. Ojciec pokazał dzieciom świat, a one pokochały podróże.

13.05 - 13.25 PRZERWA

13.25 - 16.15 BLOK VI

Emil Witt
Szkoła przetrwania albo wakacje w Amazonii

Samodzielna wyprawa 18-latka w głąb największego lasu równikowego świata. Emil Witt po dotarciu do Brazylii, zniechęcony komercyjnym charakterem Manaus, popłynął kilkaset kilometrów w górę rzek Rio Negro oraz - z handlarzami piasawy - Rio Padauiri, by uczyć się sztuki przetrwania od Indian. Z dala od cywilizacji próbował zaprzyjaźnić się z Janomamami, z bliska oglądał rośliny i zwierzęta, o istnieniu których nie miał wcześniej nawet pojęcia, a samotnym, dwudniowym wypadem do selwy, z 20-kilogramowym plecakiem i strzelbą na plecach, zdobył szacunek Indian Makuszi, którzy w dowód uznania zabrali go na tygodniową wędrówkę po sobie tylko znanych leśnych ścieżkach. W trakcie dwumiesięcznej wyprawy nie brakowało momentów dramatycznych, ale ostatecznie wszystko skończyło się pomyślnie i nawet feralnie zakażona noga zaczęła się goić.


Kamila Kielar
Me, bikeself & Kamchatka

Zakochana w Północy (mieszkała w Laponii, przejechała Alaskę) Kamila Kielar tym razem wybrała się na Kamczatkę. W sprawdzonej ekipie - sama, i na sprawdzonym sprzęcie - rowerem. Spotykała się z niedźwiedziami, susłami, świstakami i lisami, a przede wszystkim z ludźmi. Poznawała życie mieszkańców „najdalszego Wschodu", znajdując gościnę w domach kamczackich rybaków i myśliwych. Rozmawiała z nimi o codzienności, słuchała ich historii i robiła zdjęcia. A także: jadła oczy ryby, zbierała maliny moroszki, weszła do wnętrza czynnego wulkanu, mieszkała w rezydencji mafijnej, łowiła łososie na Morzu Ochockim. Czasem porzucała rower w tundrze i szła na piechotę, kiedy indziej wrzucała go na pakę kamaza, łapiąc stopa, zaś fragment gór na północy półwyspu przemierzyła konno.


Grzegorz Gawlik
Wulkany Azji, czyli skąd się wziął rok bez lata

Grzegorz Gawlik jeździ po świecie od kilkunastu lat. Szczególnie upodobał sobie wulkany - najlepiej czynne. Takie, do których podejście wymaga założenia maski przeciwgazowej, erupcja może zdarzyć się w każdej chwili, brak na nie jakichkolwiek ścieżek i trzeba się trochę powspinać. Głównym celem jego ostatniej, ponad trzymiesięcznej samotnej wyprawy do Azji i Australii, była eksploracja aktywnych wulkanów Indonezji oraz Filipin. Udało mu się dotrzeć na kilkanaście z nich i poznać niezwykłe, związane z nimi historie. W Gdyni opowie m.in. o erupcji wulkanu Tambora na wyspie Sumbawa, której siła była tak wielka (być może najpotężniejsza w dziejach ludzkości), że wywołała gwałtowne anomalie klimatyczne na całej planecie, zwłaszcza w Ameryce Północnej i w Europie. To właśnie z powodu indonezyjskiego wulkanu rok 1816 przeszedł do historii jako „Rok bez lata".


Sebastian Greszta
Kajakiem po Hạ Long

Słynna, zapierająca dech w piersi zatoka Hạ Long w Wietnamie na Morzu Południowochińskim to naturalny labirynt kanałów i przesmyków pomiędzy prawie dwoma tysiącami wysp, w większości bezludnych, porośniętych gęstą tropikalną roślinnością. Wewnątrz wielu z nich znajdują się wapienne jeziora. Nawigując z pomocą mapy i kompasu, jak najrzadziej uruchamiając GPS-a, Sebastian Greszta, który wcześniej podróżował po świecie zazwyczaj motocyklem, w miesiąc opłynął cały ten niesamowity akwen kajakiem. Nocował w przybrzeżnych grotach, na skałach i na pięknych plażach, a także u rybaków w ich pływających domach. Zmagał się z trudami samotnej podróży, doświadczył ludzkiej gościnności i przeżył niezwykłą przygodę.


Dominik Szmajda, Andrzej Kozłowski, Maciej Mizgajski, Michał Rogacki
Kamerun albo kryzys wieku średniego

Czterech facetów po czterdziestce - w tym laureat Nagrody Publiczności Kolosów 2012 za najlepszą prezentację - na ponad miesiąc zostawia żony i dzieci, by pod równikiem odreagować ostre stadium kryzysu wieku średniego. Jadą do Kamerunu, na rzekę Dja, o której wiedzą tyle, że płynie przez dziewicze lasy deszczowe centralnej Afryki. I nic więcej. Nie biorą przewodników, nie biorą tragarzy, za to taszczą ze sobą z Polski dmuchane kanoe. Mapy mówią o jakichś bulgotach czy kataraktach. Ponieważ uczestnicy „Aztorin Expedition" doświadczeń w kajakarstwie górskim nie mają żadnych, przygoda czeka na nich za każdym progiem (wodnym). Po rzece udaje im się spłynąć 280 kilometrów i pokonać trasę z miejscowości Nlobésé do drogi prowadzącej do Lomie w południowo-wschodnim Kamerunie.

16.15 - 16.35 PRZERWA

16.35 - 19.30 BLOK VII 

Monika Witkowska
Everest. Góra gór

Świetnie znana kolosowej (i nie tylko) publiczności podróżniczka, dziennikarka oraz pisarka w 2013 r. postanowiła przekonać się na własne oczy jak wygląda prawda o najbardziej skomercjalizowanej górze świata. Czy rzeczywiście Mount Everest może dziś zdobyć każdy? Czy pieniądze to wszystko, czego potrzeba, by znaleźć się na wierzchołku świata? A skoro tak, czemu tylu wspinaczy rezygnuje? I dlaczego aż tak wielu ginie po drodze? Monika Witkowska szukała odpowiedzi na te pytania, ale w Himalaje pojechała nie tylko po to. O swojej wyprawie napisała książkę (ukazała się na początku 2014 r.). W Gdyni opowie o tym, co widać ze szczytu.


Marek Dzierżęga
Małpim mostem przez zachodnią Liberię

Pomysł na tę wyprawę zrodził się osiem lat temu, gdy Marek Dzierżęga pracował jako obserwator misji ONZ w Monrowii. Wtedy, związany służbowymi regułami bezpieczeństwa, nie miał szans zapuścić się w głąb kraju, szczególnie w jego najsłabiej zaludnioną, zachodnią część. Ale w 2013 r. dopiął swego. Pieszo przemierzył kilkaset kilometrów w obszarze pozbawionym dróg, w większości porośniętym tropikalnym lasem. Wędrował ścieżkami, których nie ma na żadnej mapie, wynajmując przewodników pomiędzy wioskami rdzennych mieszkańców tych terenów - Belle i Loma. Rzeki przekraczał korzystając z małpich mostów - na ogół prymitywnych, ale bywało, że zachwycających - rozwieszonych pomiędzy koronami drzew. Kulminacyjnym punktem samotnej podróży było odnalezienie miejsc zwanych Batoli i Nini-Bolomo, w których w l. 30. XX wieku przedstawiciele Ligi Morskiej i Kolonialnej założyli polskie plantacje (opisane w książkach Kamila Giżyckiego i Jana Hirschlera). Okazało się, że w Nini-Bolomo pamięć o Polakach przetrwała, a nawet, że wciąż żywa jest legenda o zakopanych przez nich w Batoli skarbach.


Michał Kozok
Ameryka Południowa siłami natury

Jak najdalej od pojazdów silnikowych, za to - jak najbardziej - hulajnogą, na deskorolce lub wózkiem sklepowym. Pochodzący z Żor Michał Kozok dokonał rzeczy niebywałej: w ciągu 9,5 miesiąca przemierzył Amerykę Południową z południa na północ (ponad 13 tys. kilometrów!), używając wyłącznie tych środków transportu, które wykorzystują siły natury. Z Cabo Froward na południu Chile aż do Punta Gallinas na kolumbijskim wybrzeżu Morza Karaibskiego szedł, jechał na rowerze, płynął (łodzią, pontonem, żaglówką), dał się też trochę popchać na taczkach. Podczas wyprawy, na trasie której nie pozwalał sobie nawet na skorzystanie z windy ani z ruchomych schodów, przedzierał się z maczetą przez las tropikalny, ciągnął wózek przez Altiplano i wspinał się na sześciotysięcznik. W kilku etapach podróży towarzyszyła mu żona, Ewelina, a przez cały czas dmuchana kaczka, Grażynka.


Andrzej Budnik, Alicja Rapsiewicz
LosWiaheros. Przez świat i w głąb siebie

Andrzej Budnik i Alicja Rapsiewicz swoją podróż rozpoczęli w lipcu 2009 r. Chcieli trochę odpocząć od pracy, nabrać dystansu, spojrzeć na życie z innej perspektywy. Zakończyli ją po czterech latach. Nie udało im się objechać dookoła kuli ziemskiej, przekonali się też, że świat nie zawsze i nie wszędzie jest piękny. A jednak wrócili spełnieni. Wiele razy przekraczali granice państw z paszportem w ręku, ale ważniejsze były dla nich te chwile, gdy przekraczali własne granice - zmieniali przekonania i przełamywali stereotypy. Z Polski dotarli do Australii drogą lądowo-morską, potem przez wiele miesięcy włóczyli się terenówką po Outbacku, następnie złapali jachtostop z Darwin aż do Tajlandii, a z Azji Południowo-Wschodniej wracali do Polski na rowerach (przez Japonię!). Gdy im je skradziono w dwumilionowym Urumczi w północno-wschodnich Chinach, w akcję poszukiwawczą (skuteczną) zaangażowały się dziesiątki ludzi. O swoich przygodach i emocjach przez cały czas pisali na blogu.


Adrian Gronek
Alaska. Swoje trzeba przejść

Dwa miesiące w podróży przez Alaskę. Cel: dotrzeć piechotą z Anchorage do Fairbanks. Samotnie. W praktyce: ekstremalna próba odporności fizycznej i psychicznej. W nieustannie padającym deszczu. We mgle. Marsz przez gęstą jak żywopłot tajgę, przez strome zbocza i zdradliwie poszatkowane lodowce. W Dutch Hills, w Parku Narodowym Denali, bez szans na ratunek z zewnątrz. Chłodna kalkulacja, przypływy adrenaliny i potrzeba reagowania tu i teraz. W końcu zaś konieczność podjęcia najtrudniejszej decyzji w życiu. „Zaczynam kluczyć, podążam mieliznami, staram się znaleźć płytkie przejście. Niestety, woda jest głęboka, a nurt silny. Walczę. Ze sobą i z broniącym się organizmem. Nie mam wyjścia - muszę dać się porwać żywiołowi i pozwolić, by wyrzucił mnie w płytsze miejsce. Tracę czucie, czołgam się, brodzę i w końcu wskakuję do wody".

19.30 - 19.45 PRZERWA

19.45 - 22.40 BLOK VIII

Marcin Tomaszewski
„Bushido", czyli nowa polska droga na Great Trango Tower

Bezdyskusyjnie jedno z najważniejszych na świecie dokonań alpinistycznych 2013 r. Północno-zachodnia ściana słynnej Great Trango Tower (6286 m) w Karakorum to arcytrudne technicznie, 1500-metrowe urwisko o niespotykanym nigdzie indziej nagromadzeniu problemów wspinaczkowych. Doświadczony duet Tomaszewski-Raganowicz spędził w ścianie ponad 20 dni, pokonując w tym czasie 46 wyciągów. „Bushido" jest pierwszą od 25 lat nową polską drogą w rejonie Trango Towers (w 1988 r. na niższej z wież podobnego wyczynu dokonał Wojciech Kurtyka, wspinając się wspólnie z Erhardem Loretanem), zaś Yeti i Regan jednymi z nielicznych, którym udało się wytyczyć tak trudną linię, działając w zaledwie dwuosobowym zespole. Zakończona ogromnym sukcesem wyprawa do Pakistanu była kolejnym etapem realizacji projektu alpinistycznego „4żywioły", polegającego na pokonywaniu największych pionowych ścian świata.


Paweł Ramatowski
Shizilu. Wielka Studnia Spadającej Rzeki w Chinach

Niezwykle bogaty w skomplikowane systemy jaskiniowe rejon krasowy wokół miejscowości Shizilu w prowincji Hubei w południowo-zachodnich Chinach (kraju, w którym obszar krasu zajmuje terytorium półtora raza większe od powierzchni Polski) to istny raj dla grotołazów. W dodatku nie był wcześniej eksplorowany. Działającym tam od niedawna uczestnikom kierowanych przez Andrzeja Ciszewskiego wypraw centralnych Komisji Taternictwa Jaskiniowego Polskiego Związku Alpinizmu w ostatnich dwóch latach udało się odkryć i skartować ponad 16 km korytarzy i studni. Najdłuższa z nich, Dà Dòng (Wielka Jaskinia), mierzy 4,1 kilometra, najgłębsza zaś, Luò Xī Tiān Kēng, czyli Wielka Studnia Spadającej Rzeki (-432 m), posiada ogromną studnię wlotową o kubaturze 2,8 miliona metrów sześciennych oraz głębokości 320 metrów.


Marcin Księżak
Tagveggen. Pamięci Macieja Berbeki i Tomka Kowalskiego

W pierwszych dniach marca 2013 r., w tym samym czasie, gdy na Broad Peaku działała dramatyczna polska wyprawa, zakończona pierwszym w historii zimowym wejściem na ten ośmiotysięcznik, ale okupiona tragedią, w Norwegii, w dolinie Litledalen w regionie Møre og Romsdal czterech wspinaczy - Przemysław Cholewa, Marcin Księżak, Jan Kuczera i Andrzej Sokołowski - wytyczyło nową „Drogę polską" (M7, VI+, A1) na 700-metrowej zachodniej wystawie Tagveggen. Swoim charakterem przypomina ona najpiękniejsze klasyczne zimowe wyciągi w Tatrach i jest dopiero czwartą linią poprowadzoną na tej imponującej ścianie, szerokiej na około kilometr. Alpiniści zadedykowali ją pamięci Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego, którzy 6 marca 2013 r. zginęli w Karakorum podczas schodzenia ze szczytu.


Katarzyna Biernacka, Tomasz Fiedorowicz, Marcin Gala, Rafał Sieradzki, Jolanta Sikorska
Meksyk. Syfony J2

W międzynarodowej wyprawie do meksykańskiego stanu Oaxaca kierowanej przez znakomitego amerykańskiego nurka i naukowca, Billa Stone'a, wzięło udział kilkudziesięciu grotołazów z całego świata, w tym dwanaścioro Polaków. Celem ekspedycji było odnalezienie połączenia jaskini J2 z systemem Cheve i tym samym uczynienie z niej najgłębszej znanej jaskini półkuli zachodniej. By tego dokonać, grotołazi musieli wyeksplorować dwa syfony znajdujące się na głębokości 1209 metrów, położone w odległości 8 km od otworu jaskini. Przedsięwzięcie było zarazem niesłychanie skomplikowane logistycznie i niebezpieczne, bez precedensu w światowej speleologii. Dwuosobowy zespół nurków szturmowych tworzyli Brytyjczyk Phill Short i Polak Marcin Gala.


Bartosz Sierota, Sławomir Parzonka
Karanfil Daği 2013

Wyprawa Wałbrzyskiego Klubu Górskiego i Jaskiniowego do Turcji (kolejna począwszy od 2007 r.), zorganizowana wspólnie z miejscowym klubem Esmad z Eskişehir, działała w masywie Karanfil na południu kraju, niedaleko Adany. Jej celem było zbadanie potencjału eksploracyjnego okolicy i skartowanie odkrytej wcześniej przez Turków jaskini Sudluk. Okazało się jednak, że prawdziwe wyzwanie czeka na grotołazów w Yilanliyurt Mağarasi - Jaskini Krainy Węża. Polsko-turecki zespół, po odkryciu możliwości przejścia okresowego syfonu położonego w niej na głębokości 24 metrów, w ciągu zaledwie tygodnia pogłębił jaskinię do poziomu -586 metrów (602 metry deniwelacji), na jej dnie odnajdując podziemną rzekę i ogromną salę nazwaną później Hagia Sophia. W wyprawie, którą kierował Bartosz Sierota, wzięło udział 16 osób. Latem 2014 r. eksploracja będzie kontynuowana.

 

16. Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów - plan



Organizatorzy zastrzegają sobie prawo wprowadzenia zmian w programie.

ikona