Społeczeństwo

„Żeby nie Siwy i Sławek, to bym w tym śniegu umarł”

"Spójrz mi w oczy" to projekt realizowany przez pięć gdyńskich licealistek, fot. mat. prasowe

"Spójrz mi w oczy" to projekt realizowany przez pięć gdyńskich licealistek, które postanowiły przełamać stereotypy dotyczące bezdomności. Pomysł na bloga zawierającego mini biografie trójmiejskich bezdomnych powstał w ramach ogólnopolskiego programu „Zwolnieni z Teorii”.

Kasia, Hanah, Marysia, Karolina i Hania: wszystkie chodzą do gdyńskich liceów, wszystkie czas wolny spędzają, rozmawiając z bezdomnymi.

- Często jest tak, że mijamy ich na ulicy, nie zwracając nawet na nich uwagi, jakby ich tam nie było, jakby byli przezroczyści. A przecież oni mają twarz, mają oczy, mają jakąś swoją historię. My właśnie te ich historie chcemy opowiedzieć ludziom – tłumaczy cel projektu Hanah Calvo.

"Spójrz mi w oczy”

Na pomysł zaangażowania się w pomoc bezdomym wpadła Karolina na długo przed projektem. Była wczesna wiosna 2017 roku, kończyły właśnie biwak harcerski i jak zawsze zostało im sporo jedzenia.

- Karolina rzuciła myśl, żeby dać to komuś na ulicy. Poszłyśmy na dworzec w Gdyni, był wczesny poranek, chyba niedziela. Zobaczyłyśmy Pana w wieku ok. 50 lat. Dałyśmy mu to jedzenie. Na początku był bardzo zdziwiony, ale po chwili bardzo nam dziękował. Był niesamowicie wzruszony – wspomina Kasia Połomska.

Potem, jak w szkole pojawił się projekt „Zwolnieni z teorii”, przypomniały sobie o nim. Był już rok 2018.

- Przyjechali do naszego liceum ludzie z tego projektu i zachęcali, żeby wziąć w nim udział. Poszłyśmy z Karoliną po szkole sobie pogadać. Siedziałyśmy, myślałyśmy, w końcu zdecydowałyśmy, że wchodzimy w to. Zwołałyśmy dziewczyny i tak o to działamy – mówi Kasia.


„Żeby nie Siwy i Sławek, to bym w tym śniegu umarł”

W ramch projektu, od dwóch miesięcy czas wolny spędzają na ulicy z bezdomnymi. Pytają "dlaczego?", odpowiedzi publikują na blogu.

- Nie wszyscy chcą z nami rozmawiać, ale większość tak. Często jest tak, że płaczą w niektórych momentach. Myślę, że chętnie z nami rozmawiają, bo mogą w końcu podzielić się z kimś swoim bólem – mówi Hanah.

Do tej pory udało im się spisać historie sześciu osób. Pierwszy był Maciek, spotkały go podczas akcji "Zupa na Monciaku". Dziewczynom od razu każe sobie mówić po imieniu. Tłumaczy, że kiedy żyjesz na ulicy, nikt sobie nie „panuje”.

"Mówię ci otwarcie, Karolina: nie ma zmiłuj się. Nie znacie tego życia. Leżysz na ulicy - nikt ci nie pomoże. Na klatce schodowej jest tak, że jak wracają po meczu, idzie trzech - czterech, idą sobie piwo wypić i jeszcze cię skopią. Ja leżałem tam, w śniegu, tu, na dole. To żeby nie Siwy i Sławek, to bym w tym śniegu umarł. Nie chcę mówić wulgarnie, bo bym zdechł tam". Tak zaczyna się opowieść Maćka.

Cenna lekcja pokory

Na ulicy żyją w trójkę: Maciek, Marzena i jej chłopak Leszek. Trzymają się razem, żyją razem, głodują razem i "wpierdziel" też dostają razem, wszyscy po równo. Dziewczyny w ciągu miesiąca spiszą historię całej trójki.

"Chciałbym w ciepłym gdzieś się przespać, bo zimno tu. Dreszczy już dostaję od zimnego. Wszędzie wyganiają, z dworców wyganiają. Próbowaliśmy się dostać z Marzeną do schroniska, ale tam, ona musi w tamtą stronę, a ja muszę w tę stronę. Muszą nas rozdzielić. A ja chciałbym być z nią. Kocham ją. No takie życie jest" - powie dziewczynom Leszek.

Podczas tej rozmowy dowiedzą się, że Marzena miała kiedyś synka, który zmarł. Dowiedzą się też, że 11 stycznia obchodzi urodziny. I zrobią coś, czego Marzena najprawdopodobniej nigdy nie zapomni - wyprawią dla niej przyjęcie urodzinowe na sopockim Monciaku.

- My tak naprawdę przygotowałyśmy tylko tort ze świeczką, ale nigdy, przenigdy, nie widziałam takiej radości z tortu – mówi Karolina Potrzebska.

Wszystko opisały na swoim blogu.

- Ten projekt uczy mnie pokory. Czasami mam tak, że wydaje mi się, że czegoś mi brakuje, a to jest tak bardzo złudne. Mam przecież wszystko czego potrzebuję do życia, a nawet więcej, a i tak ciągle coś mi nie pasuje. A są ludzie, którzy nie mają podstawowych rzeczy, jak jedzenie i dach nad głową, a pomimo tego, potrafią być tak bardzo szczęśliwi – mówi Marysia Wiśniewska.


"Wstrząsnęła mną rozmowa z Panem Rysiem"

Ma 69 lat, tytuł inżyniera, studiował w Krakowie. Pan Rysiu jest bezdomny, odkąd zmarła jego żona. Mieszkali w lokalu socjalnym, wychodząc do sklepu, zostawili palącą się świeczkę w łazience. Mieszkanie spłonęło. Krótko potem zmarła żona. Trafił do schroniska dla bezdomnych.

Tylko siła od Boga i wiara trzyma mnie przy życiu. Mam jedno życie, muszę tak długo, jak Pan Bóg pozwoli, wegetować, obojętnie czy mając na chleb, czy ze śmietnika, czy żebrając od ludzi. Trzeba przetrwać. Najgorzej jak się człowiek załamie psychicznie. Gdyby nie odeszła moja Pani, byłoby sto razy lepiej. Była cudowną kobietą. Była moim słońcem w tunelu”.

Historia Pana Rysia zamyka wpisy blogu, ale wkrótce pojawią się kolejne.

- Największym problemem jest sposób postrzegania bezdomnych przez społeczeństwo, które ich wykluczyło. Panuje na ich temat wiele stereotypów, że to pijacy lub narkomani, którzy są na ulicy dlatego, że sami to spowodowali przez swój nałóg. A oni po prostu w pewnym momencie swojego życia popełnili błąd. Zwykły, ludzki błąd. Spisując te historie, chcemy to właśnie ludziom pokazać - tłumaczy Kasia.

Ich projekt „Spójrz mi w oczy” nie ma żadnych źródeł finansowania. Tort dla Marzeny i darowaną żywność kupują z tego, co same uzbierają z kieszonkowego, lub wyproszą od rodziców.

- Jak były te mrozy -15 stopni, to udało nam się uzbierać 200 złotych. Wszystko wydałyśmy na szynkę dla nich. Ludzie z Zupy na Monciaku prosili o produkty do kanapek i do zupy, i jedną z próśb była właśnie szynka. Karolina kupiła 8 kg tej szynki, to była ogromna radość dla tych ludzi – wspomina Kasia.

Projekt potrwa do maja

We wtorki po lekcjach biegną do Franciszkanów i pomagają przy wydawaniu posiłków. W soboty jeżdżą do Sopotu, żeby pomóc rozdawać zupę na Monciaku. Na bloga piszą w czasie wolnym, którego nie mają za wiele. Przed nimi matura i przede wszystkim muszą się uczyć.

- Projekt trwa do 15 maja, wówczas musimy go zamknąć, wypełnić formularze itd., ale my już wiemy, że i tak będziemy dalej działać. Nie wyobrażam sobie, że mogłybyśmy zamknąć projekt i udawać, że to nigdy się nie wydarzyło w naszym życiu – mówi Kasia. - Znajomi różnie reagują na to, co robimy. Większość nas wspiera, ale dzisiaj np. podszedł do mnie kolega i pyta „Co Ty się z jakimiś żulami zadajesz?”, więc reakcje są różne, ale wcale nas to nie zniechęca – dodaje.

Zamierzają nadal publikować historie i zdjęcia ludzi, którym coś w życiu poszło nie tak, przez co wylądowali na bruku. Czy z własnej winy? Przekonajcie się sami.


Spójrz mi w oczy

Galeria zdjęć

ikona Pobierz galerię
  • ikonaOpublikowano: 17.03.2018 13:00
  • ikona

    Autor: Arleta _Bolda-Górna (a.bolda-gorna@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 19.03.2018 09:47
  • ikonaZmodyfikował: Agnieszka Janowicz
ikona