„Dwie ojczyzny. Polskie dzieci w Nowej Zelandii. Tułacze wspomnienia” to tytuł publikacji prezentującej wspomnienia młodych polskich emigrantów, których zawierucha II wojny światowej rzuciła na drugi koniec świata. Ich wspomnienia zebrano i udostępniono. Nową kolekcję emigracyjnych historii możemy oglądać na stronie Archiwum Emigranta. Na początku II wojny światowej tysiące Polaków przesiedlono do obozów pracy w głębi Rosji. Po ociepleniu stosunków między Polską a Związkiem Radzieckim 120 000 z nich ewakuowano do Iranu. Wśród nich było ok. 20 tys. dzieci, których rodzice nie przetrwali zsyłki i długiego marszu z obozów na Syberii lub zgłosili się do Polskiej Armii na Uchodźstwie. Rząd Polski zaapelował do Ligi Narodów o pomoc w znalezieniu schronienia dla sierot. Odpowiedziała tylko Nowa Zelandia. – W lipcu 1944 zorganizowano wykłady o Nowej Zelandii, kraju, o którym nie wiedzieliśmy prawie nic. Słuchaliśmy jak bajek z książek Andersena. Mówiono, że to raj! Rządy demokratyczne, wspaniały klimat, wyspy wiecznie zielone, urodzajna ziemia, dwa zbiory rocznie, owoce, bydło. Niepokoiła trochę myśl o trzęsieniach ziemi. Po okropnościach w Rosji mówiono o dobrych, pracowitych i zaradnych ludziach, którzy nie zamykają domów na klucz. Trudno nam było w to uwierzyć – tak Dioniza Gradzik-Choroś zapamiętała wykłady, które jeszcze w Iranie zorganizowano dzieciom przygotowującym się do wyjazdu. Ostatecznie do Nowej Zelandii przypłynęło 733 dzieci. 31 października 1944 roku młodzi polscy emigranci zeszli z okrętu w Wellington. – W Nowej Zelandii żyliśmy w obozie Pahiatua. To była dla nas taka zmiana, którą trudno sobie wyobrazić. Wylądowaliśmy w jednym z najlepszych krajów na świecie. Ze statystyk wynika, że w tym czasie Nowa Zelandia była przypuszczalnie najlepszym miejscem do życia. W Nowej Zelandii odżyliśmy, rząd traktował nas tak, jak swoje własne dzieci, mieliśmy szansę na normalne życie. – opowiada Józef Zawada. Obóz w Pahiatua miał być rozwiązaniem tymczasowym. Władze Nowej Zelandii starały się, aby dzieci nie utraciły kontaktu z ich polskim dziedzictwem. Dlatego w obozie mówiono po polsku, czytano polską literaturę, śpiewano piosenki i gotowano narodowe potrawy. – Tu stworzono nam małą ojczyznę, ze szkołą, kościołem, opieką lekarską, polskim harcerstwem. Opiekował się nami polski personele, który przyjechał razem z nami. Oprócz naszych, polskich, mieliśmy też tutejszych nauczycieli, którzy uczyli nas języka angielskiego – wspomina Dioniza Gradzik-Choroś. Polski obóz zamknięto 15 kwietnia 1949 roku. W wyniku decyzji, jakie zapadły na konferencji jałtańskiej, wschodnie ziemie RP przepadły na rzecz Związku Radzieckiego. Po raz kolejny dzieci z Pahiatua nie miały dokąd wracać. I znów nowozelandzki rząd wyciągnął pomocną dłoń, proponując, że zajmie się dziećmi do czasu, aż będą mogły same o sobie decydować. Większość z nich postanowiła zostać w Nowej Zelandii i tu rozpocząć nowe życie. Zebrane po 60 latach wspomnienia dzieci z Pahiatua są dostępne na stronie Archiwum Emigranta. Na kolekcję składają się: ponad 500-stronicowa publikacja „Dwie ojczyzny. Polskie dzieci w Nowej Zelandii. Tułacze wspomnienia”, wywiady z emigrantami i dziesiątki zdjęć Archiwum Emigranta to projekt powołany do życia przez Muzeum Emigracji w Gdyni. Osobiste historie Polek i Polaków zebrane i zaprezentowane w zdigitalizowanej formie tworzą szeroką i niezwykłą panoramę obecności Polaków na wszystkich kontynentach. Opublikowano: 04.02.2018 12:00 Autor: _Jan Ziarnicki (j.ziarnicki@gdynia.pl) Zmodyfikowano: 12.02.2018 09:34 Zmodyfikował: Dorota Nelke